Alkohol: 5%
Ekstrakt: nie podano
Kraj pochodzenia: Belgia
Kolor: [7/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [5/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [9/10]
Cena: 6,99 zł / 0,25 l [Piotr i Paweł]
Uwagi: Pierwszym elementem, który się rzuca w oczy to świetna etykieta zdobiąca małą 250 ml butelkę, jednak później jest już o wiele gorzej. Po przelaniu do pokala ukazuje nam się trunek w kolorze pomarańczowo-czerwonym (grejpfrutowym), dosyć mętny, jednak wygląda to całkiem nieźle. Piana jest średniej wielkości, jednak po jakimś czasie opada do milimetrowego kożuszka, zostawiając dosłownie odrobinę na ściankach.
W zapachu dominują nuty cytrusowe z największym nasileniem w stronę grejpfruta. Jednak nie jest to typowy cytrusowy zapach znany z innych piw. Gdybym miał to do czegoś porównać, to najbliżej mu do kobiecych perfum "cytrusowych" jakie można kupić w Sephorach czy innych drogeriach. Zapach jest zdecydowanie mało piwny i do mnie nie do końca przemawia, jednak nie można mu odmówić całkiem innego podejścia do tematu.
W smaku również dominuje aromat grejpfrutowy, ale bez typowej dla tego owocu cierpkości. Piwo jest totalnie słodkie (ktoś musiał przesadzić z cukrem lub słodzikiem - albo jednym i drugim). Pink Killer smakuje mocno chemicznie i w przeciwieństwie do zapachu, w kwestiach smakowych na myśl przychodzą tanie perfumy. Goryczka jest ledwie wyczuwalna na samym końcu każdego łyku i wynika zapewne z "grejpfrutowości". Pod koniec degustacji pojawiła się lekka kwaskowatość nie wyczuwalna wcześniej. Co ciekawe pomimo, że piwo warzone jest z dodatkiem pszenicy to żaden z aromatów typowych dla weizenów, witbierów i innych tego typu gatunków nie występuje. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności.
Podsumowując jestem trochę negatywnie zaskoczony tym piwem. Spodziewałem się po belgijskich piwowarach więcej. Największym minusem jest to, że najzwyczajniej w świecie jest w nim za mało piwa w piwie, a chemiczny posmak mocno psuje radość mogącą wyniknąć z degustacji. Raczej nie sądzę, abym kiedykolwiek po nie sięgnął kolejny raz, jest sporo lepszych piw w podobnej (wysokiej nomen omen) cenie.
W zapachu dominują nuty cytrusowe z największym nasileniem w stronę grejpfruta. Jednak nie jest to typowy cytrusowy zapach znany z innych piw. Gdybym miał to do czegoś porównać, to najbliżej mu do kobiecych perfum "cytrusowych" jakie można kupić w Sephorach czy innych drogeriach. Zapach jest zdecydowanie mało piwny i do mnie nie do końca przemawia, jednak nie można mu odmówić całkiem innego podejścia do tematu.
W smaku również dominuje aromat grejpfrutowy, ale bez typowej dla tego owocu cierpkości. Piwo jest totalnie słodkie (ktoś musiał przesadzić z cukrem lub słodzikiem - albo jednym i drugim). Pink Killer smakuje mocno chemicznie i w przeciwieństwie do zapachu, w kwestiach smakowych na myśl przychodzą tanie perfumy. Goryczka jest ledwie wyczuwalna na samym końcu każdego łyku i wynika zapewne z "grejpfrutowości". Pod koniec degustacji pojawiła się lekka kwaskowatość nie wyczuwalna wcześniej. Co ciekawe pomimo, że piwo warzone jest z dodatkiem pszenicy to żaden z aromatów typowych dla weizenów, witbierów i innych tego typu gatunków nie występuje. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności.
Podsumowując jestem trochę negatywnie zaskoczony tym piwem. Spodziewałem się po belgijskich piwowarach więcej. Największym minusem jest to, że najzwyczajniej w świecie jest w nim za mało piwa w piwie, a chemiczny posmak mocno psuje radość mogącą wyniknąć z degustacji. Raczej nie sądzę, abym kiedykolwiek po nie sięgnął kolejny raz, jest sporo lepszych piw w podobnej (wysokiej nomen omen) cenie.
Ocena końcowa: 6/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz