Lista ocenionych piw

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Pinta, Das IPA

1 komentarze

Alkohol: 5%
Ekstrakt: 13,1%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [7/10]
Piana: [4/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [6/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [6/10]

Cena: 6,80 zł / 0,5 l [Piwny Stan]

Uwagi: Piwo w stylu IPA, ale chmielone niemieckimi odmianami chmielu? Jakoś mnie to nie przekonuje, ale ponoć nowofalowe odmiany chmielu z tego kraju dają radę. Piłem już kilka piw tak chmielonych i żadne nie zrobiło na mnie wybitnego wrażenia. Ale nie przesądzajmy od razu.

Po przelaniu do pokala otrzymujemy złoty, w pełni klarowny trunek przypominający raczej pilsa czeskiego, aniżeli IPA. Piana jest mizerna, szybko opada do niewielkiego kożucha i jedyny plus chyba wyłącznie za delikatne oblepianie ścianek. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności i pasuje tutaj całkiem nieźle.

W zapachu dominują nuty estrowe (głównie słodkie owoce i landrynka), do tego dochodzą aromaty żywiczne i biszkoptowe. Chmiel niby jest, ale raczej na poziomie intensywności podobnym do angielskich bitterów, co nie zmienia faktu, że jest całkiem przyjemny. Brakuje mi aromatów cytrusowych i owoców tropikalnych. Po lekkim ogrzaniu pojawia się również niewielki diacetyl, który jednak jak dla mnie nie przeszkadza, a nawet nadaje trochę pełni.

Smakowo mamy średniej wielkości goryczkę, która z uwagi na na dosyć wytrawny charakter sprawia nawet wrażenie większej niż jest w rzeczywistości. Mamy tutaj nuty chmielowe, ziemiste, żywiczne i landrynkowe. Do tego dochodzą słodowość i biszkoptowość, a także po raz kolejny lekki diacetyl. Brakuje mi tutaj ciała, albo większej ilości aromatu - tutaj jest po prostu dosyć pusto.

Podsumowując, nie jest to złe piwo, ale do charakteru większości IPA daleku mu. Smakuje raczej jak miks mocniej chmielowego lagera i angielskiego bittera. A chyba nie o to w tym wszystkim chodziło. Lekka wtopa Pinty, ale to raczej wypadek przy pracy, bo większość piw z tego browaru trzyma wyższy poziom.

Ocena końcowa: 6,5/10

niedziela, 29 czerwca 2014

Nogne O, #100

0 komentarze

Alkohol: 10%
Ekstrakt: 23,5%

Kraj pochodzenia: Norwegia

Kolor: [9/10]
Piana: [8/10]
Zapach: [9/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [2/10]
Opakowanie: [5/10]

Cena: 23,99 zł / 0,5 l [Piwa Świata]

Uwagi: Barley wine to nie do końca mój styl, ale potrafię docenić dobre piwa tego typu, dlatego po usłyszanych wcześniej wielu słowach zachwytu do #100 (nazwa wywodzi się od setnej warki w Nogne O, podczas to której ten barley wine został uwarzony po raz pierwszy) podchodziłem ze sporym zainteresowaniem.

Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemnowiśniowy, klarowny trunek, który prezentuje się świetnie. Piana koloru beżowego jest zbita, trwała, mocno i ładnie oblepia ścianki, utrzymuje się niemal do samego końca. Wysycenie dwutlenkiem węgla niemalże zerowe, ale w przypadku tego stylu jest to jak najbardziej na miejscu.

W zapachu mamy bardzo intensywny aromat (rzadko spotykane w piwach mocnych), sporo nut estrowych (głównie owoce leśne), ale także aromaty rodzynkowe, suszonej śliwki i gorzkiej czekolady, a także kakao. Całość sprawia wrażenie słodkiego, długo leżakowanego wina owocowego (nie gronowego, ale takiego swojskiego, polskiego z jeżyn i innych owoców leśnych). Pojawia się delikatna woń alkoholu, ale jest przyjemna i nie można tutaj mówić o żadnych nutach bimbrowych.

W smaku piwo jest nad wyraz gładkie i aksamitne, ale przy tym zdecydowanie pełne, aż oleiste. Goryczka jest całkiem konkretna, jednak nie do końca potrafi skontrować tą słodycz, przy okazji ma charakter lekko alkoholowy. Alkohol ten poza goryczką pojawia się także w postaci grzania w przełyku po każdym łyku, jednak tak jak w aromacie, nie jest on nieprzyjemny i pasuje tutaj całkiem nieźle. Mamy tutaj oczywiście całą ferię smaków i aromatów, od nut czekoladowych, karmelowych i kawowych, poprzez delikatną paloność i bardzo minimalną (aczkolwiek wyczuwalną) wędzonkę, na estrach (owoce leśne) i nutach utlenienia (śliwka, rodzynka) kończąc. Piwo jest nad wyraz degustacyjne, przez co sączy się je dosyć długo. Głównym problemem (jak dla mnie) jest ta nie do końca skontrowana słodycz, co nie zmienia faktu, że piwo pije się bardzo przyjemnie.

Podsumowując, jest to świetny barley wine, jeden z najlepszych jakie do tej pory piłem. Jest może trochę za słodki, trochę zbyt alkoholowy (mogłoby być lepiej w tym aspekcie) i zbyt mało goryczkowy. Ale gdyby te 3 parametry poprawić nieznacznie byłby ideał. Ale nawet bez tego mamy produkt klasy światowej. Zdecydowanie polecam.

Ocena końcowa: 8,5/10

sobota, 28 czerwca 2014

[Relacje] Festiwal Birofilia 2014

0 komentarze
Sklepik festiwalowy
W zeszłym roku będąc po raz pierwszy na Festiwalu Birofilia rozpisałem się dosyć dokładnie, więc jeśli ktoś nie czytał zapraszam, w tym wpisie skupię się głównie na nowych rzeczach, różnicach i dam garść wskazówek, które po dwukrotnym odwiedzeniu festiwalu naszły mi już do głowy.

Browar Miejski, Bielsko-Biała
W okolice Żywca (znów Węgierska Górka z uwagi na lekko za późne poszukiwanie noclegu) przyjechałem już w czwartek w godzinach popołudniowych, dzięki czemu miałem czas zwiedzić jeszcze 2 browary restauracyjne, jeden w Bielsku-Białej o nazwie Browar Miejski (swoją drogą najpierw natknąłem się na drugi przybytek właścicieli o nazwie Słodownia, który jest na samym Rynku, posiada kilka z piw w ofercie browaru, ale to jednak nie to, główna siedziba jest jakieś 100 metrów dalej, w głąb jednej z uliczek) i żywiecki browar Krajcar. W Słodowni (gdzie trafiłem przypadkiem) napiłem się American Pale Ale, w głównej siedzibie American IPA, oba piwa smaczne, ale nie wybitne. Było tam jeszcze kilka innych ciekawych piw, m. in. zachwalany przez współtowarzyszy stout. W Krajcarze po dopytaniu się o piwa specjalne otrzymałem informację, że jest piwo Śliwkowe (a tfu!) i Kolońskie, zatem wybrałem oczywiście Kolscha, który okazał się bardzo przeciętnym ejlem, mało mającym wspólnego z tym stylem piwa (już w domu wygooglałem, że najpewniej kelnerka się pomyliła i było to piwo Kolonialne, czyli ponoć IPA, ale bardzo słaba). Drugim spróbowanym piwem było Pszeniczne i tutaj byłem zachwycony, tak jak nie przepadam za weizenami, tak ten był intensywnie bananowy i goździkowy.

Zwiedzanie browaru Żywiec
W piątek, czyli pierwszy dzień festiwalu pojawiłem się chwilę przed 10-tą (głównie z uwagi na chęć zwiedzenia browaru, co rok wcześniej mi się nie udało i zrobienia zakupów w sklepiku festiwalowym). Już w tym momencie krzątało się trochę zwiedzających, trwały już pierwsze zakupy w sklepiku festiwalowym (tak, to wtedy blogerzy wykupowali co ciekawsze piwa z Double Jackiem z Firestone Walker na czele ;)). Jednak dokładnie w tym momencie zaczynała się pierwsza wycieczka po browarze, z czego skorzystałem (a później, po powrocie gdy już nie było Double Jacka plułem sobie w brodę).

Pokaz palenia słodu
Sam browar robi w środku naprawdę przeciętne wrażenie, na dodatek produkcja i tak stała (ponoć dali pracownikom wolne na długi weekend), przewodniczka była zdecydowanie niekompetentna (nie wiedziała nawet czy i że w ogóle Grupa Żywiec warzy witbiera). Ogólnie nawet na tle browaru Lech w Poznaniu wyglądało to słabo. Palarnia słodu na koniec wycieczki może być ewentualnie ciekawym, muzealnym dodatkiem, ale też nie robiło większego wrażenia. Podsumowując, nie ma sensu się pchać na oglądanie browaru.

Aleja Piw Świata
Ten fragment festiwalu był inny w moim wykonaniu niż w zeszłym roku, później już było bardzo podobnie, dużo próbek świetnych piw z Alei Piw Świata (wrażenie zrobił na mnie browar Bristol Beer Factory i oczywiście RIS’y z USA, a także Pracownia Piwa, której Crack Off i ichniejszy RIS były chyba najsmaczniejszymi piwami, których spróbowałem na festiwalu), spotkanie wielu znajomych twarzy, m. in. znanych z blogosfery Piwologa i Małe Piwko, czy też wszystkich właścicieli poznańskiego pubu Setka (którzy swoją drogą mocno się zaangażowali w pomoc przy prowadzeniu festiwalu), a także skosztowanie sporej ilości ciekawych piw piwowarów domowych. W strefie gastronomicznej wypiłem dokładnie jedno piwo, tj. nowe AIPA z Pracowni Piwa (i coś tam w drugi dzień wziąłem na wieczór w butelce), co do giełdy birofiliów, wiedziałem tylko tyle, że była (ten aspekt nie interesuje mnie w żadnym stopniu).

Namiot festiwalowy, tym razem bez browarów rzemieślniczych
Największą zauważalną zmianą był brak stoisk browarów rzemieślniczych w Żywcu. Trochę szkoda, bo w zeszłym roku można było przy okazji degustacji porozmawiać często z piwowarami (np. z Tomkiem Rogaczewskim z Pracowni Piwa, który w zeszłym roku długo stał na kranie i nalewał swoje piwa). W tym roku chyba tylko Wojtek Frączyk z Widawy nalewał swoje piwa na stanowisku w strefie gastronomicznej.
Co do cen, to jak dla mnie były znośne (wiadomo, zawsze może być taniej, ale tutaj nie było przegięcia), wszystkie próbki polskich piw z nalewaka to koszt 2 zł / 100 ml, zagranicznych 4 zł / 100 ml, piwa butelkowe kosztowały najczęściej od 4 do 10 zł za 100 ml. Piwa w strefie gastronomicznej kosztowały 6 i bodajże 8 zł odpowiednio za 0,3 i 0,5 litra. Piwa w sklepiku festiwalowym kosztowały mniej niż w poznańskich i warszawskich sklepach specjalistycznych (ok 14-18 zł za butelki 0,33 l i ok 34-44 zł za butelki 0,65 l w przypadku zagranicznych, głównie amerykańskich piw).

Tak pusto było tylko w piątek wczesnym popołudniem ;)
Ostatnią rzeczą o której chciałem wspomnieć to ilość ludzi, o ile w piątek do godzin wczesno wieczornych było całkiem znośnie (były głównie osoby związane z piwnym światkiem i rzeczywiście takie, które chciały z tego festiwalu czerpać co najlepsze), tak wieczorem i przez większą część soboty widać było już napływ miejscowych i przypadkowych, długo weekendowych turystów. Niby fajnie, jak się krzesi kultura piwna, z drugiej strony powodowało to kolejki do piwa, później już koniec niektórych piw (w sobotę późnym popołudniem potrafiłem krążyć po kilka razy w jedną i drugą stronę szukając czegoś ciekawego, czego mógłbym jeszcze spróbować), brak miejsca do siedzenia, problemy z porozmawianiem z piwowarami domowymi (bo tłum napiera i każdy chce, żeby mu nalać próbkę piwa), itd. Nie było może tak najgorzej, ale zdecydowanie najlepiej wspominam piątek przez większą część dnia.

Podsumowując, było jednak tak samo udanie jak w zeszłym roku i jak dla mnie nie było widać tych cięć kosztów w porównaniu do zeszłych lat (no tylko tych stoisk browarów rzemieślniczych szkoda).

Na zakończenie kilka rad dla tych, którzy nigdy nie byli, a chcieliby się udać za rok:

1. Rezerwuj miejsce noclegowe na długo przed festiwalem (nawet i kilka miesięcy), wtedy są szanse, że znajdziesz miejsce z którego dotrzesz pieszo lub komunikacją miejską dosyć sprawnie.

2. Jeśli chcesz kupować piwa do domu pojaw się w piątek od samego rana, nie ma kolejek i masz pełny wybór, tego co Kraina Piwa sprowadziła.

3. Odpuść sobie zwiedzanie browaru i muzeum, serio - nic ciekawego tam nie ma.

4. W piątek w pierwszej połowie dnia są większe szanse, żeby sobie w spokoju popróbować ciekawych piw, jest gdzie usiąść i atmosfera jest ogólnie przyjemniejsza.

Tankofermentory w browarze Żywiec
Warzelnia w browarze Żywiec
Pokaz palenia słodu
Cisza przed burzą ;)
Jeszcze więcej miejsc do płukania szklanek niż w zeszłym roku
W namiocie i na zewnątrz giełda birofiliów


piątek, 27 czerwca 2014

Podróże Kormorana, Coffee Stout

1 komentarze

Alkohol: 4,8%
Ekstrakt: 14,5%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [9/10]
Piana: [7/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [4/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: ~7 zł / 0,5 l [Piwny Stan]

Uwagi: Po przelaniu do pokala otrzymujemy czarny trunek, który tylko pod światłem nabiera rubinowych odcieni. Piania koloru cappuccino jest niezbyt obfita, ale utrzymuje się długo na powierzchni i ładnie oblepia ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na niezbyt wysokim poziomie intensywności, jednak w przypadku stoutu nie przeszkadza to znacznie (chociaż mogłoby być odrobinę wyższe).

W zapachu dominują nuty czekoladowe i kawowe, a także w mniejszym stopniu orzechowe i palone. Pojawia się również niewielki diacetyl. Niby jest wszystko ok, ale brakuje mi tutaj pazura i większej intensywności aromatów.

W smaku znów na pierwszym planie kawa i czekolada, delikatna paloność i niewielki diacetyl. Piwo jest nad wyraz wytrawne (nawet lekko wodniste), mamy tutaj również niewielką kwaskowatość (od słodów palonych). Brakuje mi trochę większej goryczki i aksamitności, którą tak uwielbiam w stoutach. Piwo pije się przyjemnie, ale tylko tyle.

Podsumowując, niby wszystko jest tutaj na swoim miejscu (może poza niewielkim diacetylem), ale cały obraz piwa szału nie robi. Jest dobrze, ale nie wybitnie. Na ten moment nadal Kawka z Widawy jest niedoścignionym polskim wzorem jeśli idzie o stoutu kawowe.

Ocena końcowa: 7,5/10

Lwówek, Jankes

0 komentarze

Alkohol: 4,2%
Ekstrakt: 12,5%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [8/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [4/10]

Cena: ~5,50 zł / 0,5 l [Piwny Stan]

Uwagi: Grupa BRJ Marka Jakubiaka rozwija się coraz szybciej i chyba jako jedyny (obok Kormorana) przedstawiciel browarów regionalnych stara się wejść (przynajmniej częściowo) w piwną rewolucję (nie, jedna IPA z Witnicy to jeszcze nie to ;)). Bojanowo ma swoje Black IPA, Ciechan ma swoje American IPA, a Lwówek od niedawna ma swoje American Pale Ale.

Po przelaniu do pokala otrzymujemy bursztynowy, ładnie się prezentujący, aczkolwiek lekko opalizujący trunek. Piana jest szara, niezbyt obfita, opada w średnim tempie, lekko oblepia i nie prezentuje się zbyt okazale. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności i takie tutaj pasuje idealnie (wyższe mogłoby przeszkadzać, niższe zmniejszałoby pijalność).

W zapachu od razu uderzają świeże aromaty amerykańskiego chmielu, głównie sosnowe i trawiaste, w mniejszym stopniu cytrusowe i owoców tropikalnych. Całość sprawia słodkie i lekko landrynkowe wrażenie, które jest w żadnym stopniu nie przeszkadza. Piwo pachnie nad wyraz przyjemnie (może nie genialnie, może nie tak intensywnie jak niektóre AIPA, ale ciężko jest się do czegoś przyczepić).

W smaku mamy średnią pełnię (nawet w kierunku średnio-wytrawnym) i przeciętną jak na styl goryczkę chmielową. Ale przez to piwo jest całkiem nieźle zbalansowane i idealnie nadaje się dla początkujących hop-headów. Dominują tutaj oczywiście aromaty chmielowe, słodkie, żywiczne, sosnowe, trawiaste i landrynkowe. Piwo pije się przyjemnie i dosłownie w okamgnieniu znika z pokala.

Podsumowując, bardzo udany produkt z browaru Lwówek. Oby więcej takich piw zagościło na rynku, BRJ to jednak większy poziom dystrybucji niż nasze mikrusy i kontraktowcy. Ze swojej strony polecam.

Ocena końcowa: 8/10

czwartek, 26 czerwca 2014

Artezan, Samiec Alfa

1 komentarze

Alkohol: 10%
Ekstrakt: 24,3%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [10/10]
Piana: [7/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [2/10]
Opakowanie: brak

Cena: 13 zł / 0,3 l [Kufle i Kapsle]

Uwagi: Piwo w stylu Russian Imperial Stout z browaru Artezan. Jest to drugie podejście tego browaru do RIS'a (pierwszym był Dziadek Mróz wypuszczony pod koniec 2012 roku oceniany przeze mnie na blogu). Otrzymany trunek jest koloru czarnego jak smoła, piana jest w kolorze cappuccino, średnio obfita, opada w przeciętnym tempie i całkiem pokaźnie oblepia ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na niemal zerowym poziomie intensywności. Niby typowe dla stylu, ale chciałbym mieć tutaj chociaż odrobinę tego nasycenia.

W zapachu dominują nuty estrowe, głównie owoców leśnych, śliwek i lekko winne. Całość sprawia wrażenie dosyć słodkiego, a typowe nuty dla ciemnych słodów są na dalszym planie (lekko aromat czekoladowy, brakuje jednak paloności i nut kawowych). Do tego dochodzi nie do końca ułożony i lekko przeszkadzający alkohol. Piwo pachnie przeciętnie jak na RIS.

W smaku mamy zdecydowanie pełnię i słodycz, która aż okleja całą jamę ustną i nadaje aksamitności. Jednak goryczka jest niezbyt wysoka (powiedzmy, że średnia), przez co w żaden sposób nie jest w stanie skontrować tych ogromnych ilości słodyczy. Znów pojawiają się aromaty owoców leśnych, winne i lekko czekoladowe, ale brakuje ciągle konkretnej paloności. Pojawia się znów alkoholowość (nie udano się jej zamaskować tak dobrze jak w niektórych polskich bałtyckich porterach), a także nie do końca przyjemna nuta piwniczna. Przez tą słodycz i brak konkretnej goryczki piwo jest nad wyraz męczące w odbiorze i przy objętości 0,3 litra spędziłem dosyć sporo czasu (a piłem już mocniejsze alkoholowo zagraniczne RIS'y, które pijalnością biły na głowę produkt Artezana).

Podsumowując, nie jest to złe piwo, ale nie jest to do końca moja bajka. Sam preferuję bardziej wytrawne, bardziej goryczkowe, bardziej palone i bardziej czekoladowo-kawowe RIS'y, aniżeli takie przesłodzone i dosyć estrowe przypadki jak w Samcu Alfa. Jeśli ktoś jednak woli te drugie to śmiało może sięgać po piwo z Artezana, bo poza nie do końca ułożonym alkoholem i lekką piwnicą, ciężko się technicznie do czegoś przyczepić.

Ocena końcowa: 7/10

środa, 25 czerwca 2014

Pracownia Piwa, Smoked Cracow By Night

0 komentarze

Alkohol: 2,4%
Ekstrakt: 7,7%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [8/10]
Piana: [8/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: brak

Cena: 11 zł / 0,5 l [Kufle i Kapsle]

Uwagi: Jeszcze jakiś czas temu ze świecą można było szukać jakiejkolwiek polskiego, komercyjnego przedstawiciela stylu grodziskie. Na ten moment mamy kilka takich przykładów, czas więc pójść dalej i ten krok wykonuje Pracownia Piwa warząc ciemną wersję owego stylu (skoro można z weizenem czy witbierem, to czemu nie z grodziskim?).

Otrzymany trunek jest koloru ciemno-brązowego, pod światłem wiśniowo-miedzianego. Piana koloru beżowego jest kremowa, gęsta, ładnie oblepia ścianki i utrzymuje się niemal do samego końca trwania degustacji. Wysycenie dwutlenkiem węgla trochę poniżej średniej, co trochę nie do końca pasuje do stylu (grodziskie powinno mieć zdecydowanie wyższe wysycenie, dzięki czemu zyskuje na rześkości).

W zapachu dominują nuty kawowe, lekko palone, a całość przypomina raczej lekkiego dry stouta. Wędzonka pojawia się gdzieś w oddali, w bardzo niewielkim stężeniu. Piwo pachnie całkiem przyjemnie (nie ma żadnych nieprzyjemnych nut), ale nie ma tutaj zbytniej intensywności i ciężko powiedzieć, że mamy tutaj cokolwiek z grodziskiego.

Całkowicie inaczej wygląda kwestia smaku. Tutaj nie mamy żadnych nut typowych dla ciemnych słodów, dominuje delikatna wędzonka i spora wytrawność, żeby nie powiedzieć wodnistość. Gdyby zamknąć oczy i napić się piwa to można by odczuć wrażenie, że to jest rzeczywiście jasne grodziskie (może trochę rozgazowane). Przez te nasycenie jednak pijalność nie do końca powala, a tak powinno być w przypadku tego stylu.

Podsumowując, jest to całkiem ciekawy eksperyment, który w aromacie przypomina dry stout, a w smaku grodziskie. Piwo smaczne, ale nie wybitne.

Ocena końcowa: 7/10

niedziela, 15 czerwca 2014

Pracownia Piwa, 100!

0 komentarze

Alkohol: 7,5%
Ekstrakt: 18%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [9/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [4/10]
Opakowanie: brak

Cena: 12 zł / 0,5 l [Kufle i Kapsle]

Uwagi: Piwo w stylu Black IPA (tudzież Cascadian Dark Ale, czy też jak chcą twórcy Imperial India Dark Ale) uwarzone przez Pracownię Piwa przy współpracy z poznańskim pubem Setka na urodziny jednych i drugich (na 3-cie urodziny Setki i 1-wsze Pracowni Piwa - przy okazji była to setna warka w tym browarze, dlatego nazwa pasowała jak ulał).

Na początek małe wtrącenie - już po raz któryś dostaję w KiK piwo w niezbyt czysto wyglądającym szkle. Jak na pub z aspiracjami do bycia najlepszym w Warszawie nie wygląda to do końca profesjonalnie.

Wracając do recenzji, otrzymany trunek jest koloru ciemnobrunatnego. Piana w kolorze beżowym jest średnio obfita, ze sporymi pęcherzykami, lekko oblepia ścianki i opada w przeciętnym tempie. Wysycenie dwutlenkiem węgla poniżej średniej, tutaj jednak całkiem nieźle pasuje.

W zapachu dominują nuty bardziej typowe dla piw ciemnych, aniżeli do IPA. Jest tutaj sporo czekolady i kawy, pojawiają się także aromaty palone. Dopiero na dalszym planie uaktywnia się nuta chmielowa, głównie pod postacią sosnową i żywiczną. Całość pachnie bardzo przyjemnie, ale trochę mało w tym Black IPA, głównie skrzypce grają ciemne słody, nie chmiel - a tak być nie powinno.

W smaku mamy sporą goryczkę (ale nie jest gigantyczna i niepijalna, co to to nie), która jest kontrowana średnią pełnią, która nadaje całości lekko słodki profil. Pojawia się również delikatna nuta alkoholowa (na szczęście nie jest zbyt duża i jest przyjemna, nie ma tutaj żadnych nut bimbrowych, itd.) Znów pierwsze skrzypce grają kawa i czekolada, a także paloność. A nuty chmielowe (sosna, żywica, tytoń) są tylko dodatkiem. Piwo mimo sporej ilości alkoholu pije się całkiem przyjemnie (aczkolwiek sam preferowałbym trochę bardziej wytrawny trunek, może 1-1,5 stopnia Plato mniej?).

Podsumowując, jest to piwo smaczne, ale nie wybitne. Do pierwszych warek Black Hope nie ma startu (mimo, że z uwagi na ekstrakt powinno być w lepszej pozycji). Brakuje mi tutaj głównie większej ilości chmielu w aromacie (a już najbardziej owoców tropikalnych i cytrusów) i mniejszej ilości nut od ciemnych słodów (to nie ma być lżejszy RIS!). Jak tak teraz myślę to 100! z Pracowni Piwa smakuje jak trochę gorsza wersja Profanity Stout ze szkockiego Williams Brothers. Tylko, że tamto piwo od początku miało byś stoutem, a 100! miało być ciemnym IPA. Nie do końca wyszło, ale ciągle uważam, że piwo warte spróbowania ("było", bo teraz nie ma na nie najmniejszych szans ;)).

Ocena końcowa: 8/10

piątek, 13 czerwca 2014

Birbant, Citra IPA

0 komentarze

Alkohol: 5,9%
Ekstrakt: 14,2%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [7/10]
Piana: [8/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [6/10]

Cena: ~8 zł / 0,5 l [Piwny Stan]

Uwagi: Piwo w stylu American IPA chmielone wyłącznie jedną odmianą Citra. Po przelaniu do pokala otrzymujemy złoty, zdecydowanie mętny trunek. Piana jest średnio obfita, opada w leniwym tempie, mocno oblepia ścianki i naprawdę ładnie się prezentuje. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim i pasującym tutaj poziomie intensywności.

W zapachu mamy średniej intensywności aromat chmielowy (głównie ziemisty i sosnowy), jednak gdzieś tam pałęta się również nie do końca przyjemna nuta, którą ciężko zidentyfikować, ale mi się skojarzyła trochę z zapachem rosołu. Przez ten fakt, piwo trochę traci w odbiorze. Brakuje mi tutaj również nut cytrusowych i owoców tropikalnych (ale po domowych eksperymentach z warzeniem sam doszedłem do wniosku, że Citra wcale nie wnosi dużej ilości aromatów cytrusowych, są lepsze chmiele do tego, np. Amarillo).

Smakowo mamy średniej intensywności goryczkę, która jednak jest lekko ściągająca i zalegająca. Mamy tutaj aromaty sosnowe, świerkowe, grejpfrutowe i lekko pomarańczowo-mandarynkowe (ale bardziej jak takie aromaty do ciast, a nie świeży owoc). Pojawia się też nuta biszkoptowa (może przez to ten aromat pomarańczowo-mandarynkowy pachnie jak pachnie) i po raz kolejny też mało przyjemny rosół z kury.

Podsumowując, piwo w ogólności nie jest złe, ale ma jeden niezbyt przyjemny aromat (który psuje radość z picia) i trochę zbyt zalegającą goryczkę. Są lepsze AIPA na naszym rynku.

Ocena końcowa: 7-/10

środa, 11 czerwca 2014

Doctor Brew, Cascade IPA

0 komentarze

Alkohol: 5,6%
Ekstrakt: 14,5%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [8/10]
Piana: [7/10]
Zapach: [9/10]
Smak: [9/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [6/10]

Cena: ~8 zł / 0,5 l [Piwny Stan]

Uwagi: Kolejne piwo (ostatnie z premierowej na rozpoczęcie działania browaru trójki) w stylu American IPA, chmielone jednak wyłącznie jedną odmianą chmielu (na dodatek dosyć już leciwego Cascade, który na dobrą sprawę 30-40 lat temu zapoczątkował w USA rewolucję piwną).

Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemno złoty wpadający w bursztyn, opalizujący trunek. Piana jest spora, koloru beżowego, opada powoli i mocno oblepia ścianki - prezentuje się przy tym całkiem ładnie. Wysycenie dwutlenkiem węgla oscyluje na średnim poziomie intensywności i pasuje tutaj idealnie.

Po pierwszym powąchaniu piwa od razu spore zaskoczenie (i to zdecydowanie na plus). Mimo, że single hop Cascade to jednak jest moc, mamy intensywny aromat chmielowy (owoce tropikalne, sosnowe, świerkowe, trawiaste i żywiczne), który nadaje słodkiego charakteru, a także lekko słodową nutę. Całość pachnie naprawdę świetnie i moim zdaniem lepiej niż "zwykłe" AIPA od Doctora Brew.

Smakowo również jest świetnie, goryczka jest średnio-wysoka, piwo ma charakter dosyć wytrawny z tylko delikatną podbudową słodową, która nadaje delikatnej kontry słodyczy i wnosi trochę nut przypieczonej skórki od chleba (nuty melanoidynowe). Mamy oczywiście również sporo nut chmielowych, żywicznych, sosnowych i owoców tropikalnych. Piwo jest smaczne, świetnie pijalne i zdecydowanie szybko znika z teku.

Podsumowując, myślałem, że będzie to najsłabszy osobnik z całej trójki, a okazał się smaczniejszy od AIPA uwarzonego na chmielach Magnum, Galaxy, Cascade i Motueka. Pokazuje to, że Cascade ciągle może i ciągle jest dobrym wyborem dla świetnie aromatycznych ejlów. Zdecydowanie polecam.

Ocena końcowa: 8,5/10

niedziela, 8 czerwca 2014

Doctor Brew, American IPA

0 komentarze

Alkohol: 6,2%
Ekstrakt: 16%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [8/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [6/10]

Cena: ~8 zł / 0,5 l [Piwny Stan]

Uwagi: Kolejne piwo z browaru kontraktowego Doctor Brew, tym razem w stylu American IPA. Po przelaniu do pokala otrzymujemy miedziany, mętny trunek (kolor bardziej jak w angielskich IPA, ewentualnie jak w Ataku Chmielu z Pinty). Sam preferuję jaśniejsze AIPA (w stylu West Coast), jednak i takimi nie pogardzę. Piana jest szara, średnio się prezentuje, opada w przeciętnym tempie i lekko oblepia ścianki (nie jest tak ładna jak w Sunny Ale, mimo, że na zdjęciach wyglądają podobnie). Wysycenie dwutlenkiem węgla trochę poniżej średniej i pasuje tutaj całkiem dobrze.

W zapachu mamy oczywiście aromaty typowe dla chmieli z USA (głównie owoce tropikalne i cytrusy, a także nuty sosnowe i żywiczne), jednak ich intensywność nie powala jakoś mocno. Nie jest to może źle pachnące IPA (bo pachnie przyjemnie), ale brakuje mi tutaj intensywności trochę.

W smaku mamy sporą goryczkę (co na plus) i niezbyt dużą słodycz, co też w IPA lubię (wytrawne IPA są zdecydowanie bardziej pijalne i sesyjne). Jednak znów problemem jest co najwyżej średnio obfity aromat chmielowy (tytoniowy, sosnowy, żywiczny, a dopiero dalej pojawiają delikatne nuty owoców tropikalnych).

Podsumowując, nie ma tutaj większych wad, piwo jest smaczne, ale brakuje mi intensywności aromatu chmielowego. Jest dobrze, ale gorzej niż w Sunny Ale.

Ocena końcowa: 8-/10

sobota, 7 czerwca 2014

Doctor Brew, Sunny Ale

0 komentarze

Alkohol: 5,2%
Ekstrakt: 13%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [8/10]
Piana: [7/10]
Zapach: [9/10]
Smak: [9/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [6/10]

Cena: ~8 zł / 0,5 l [Piwny Stan]

Uwagi: Kolejny browar kontraktowy, który już od jakiegoś czasu warzy piwo (dosyć szybko wypuszcza kolejne wypusty, a ulokował się w browarze Bartek). Sunny Ale to piwo w stylu American Pale Ale, czyli spodziewamy się dużo chmielu i sporej pijalności.

Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemno-bursztynowy, mętny trunek, któremu bliżej do angielskich piw Pale Ale, aniżeli jasnych amerykańskich interpretacji stylu. Piana jest średnio obfita, opada dosyć powoli, mocno oblepia i długo się utrzymuje. Wysycenie dwutlenkiem węgla zdecydowanie poniżej średniej, mogłoby być trochę wyższe, nadało by piwu większej rześkości.

W zapachu od razu uderza spora ilość amerykańskiego chmielu. Mamy tutaj cytrusy (głównie grejpfruty) i owoce tropikalne (czyli to co lubię w APA/AIPA), a także w mniejszym stopniu aromaty sosnowe i trawiaste. Całość pachnie wybornie i bardzo intensywnie, nie ma też żadnych nieprzyjemnych aromatów, woni alkoholu, itd.

Smakowo piwo jest średnio pełne, ale z uwagi na sporą goryczkę jest nad wyraz rześkie i genialnie pijalne. Mamy tutaj multum nut cytrusowych, sosnowych, trawiastych i owoców tropikalnych. Całość pije się z niekłamaną przyjemnością i piwo dosłownie znika w oczach.

Podsumowując, jest to jedno z lepszych piw pitych ostatnimi czasy. Gdy sporo AIPA czy APA obecnych na rynku już dłuższy czas obniża trochę cieszy fakt, że ciągle pojawiają się nowe browary, nowe piwa, które powodują, że jest po co chodzić do pubów/sklepów z piwem. Ze swojej strony zdecydowanie polecam.

Ocena końcowa: 8,5/10

środa, 4 czerwca 2014

Żywiec, Białe

3 komentarze

Alkohol: 4,9%
Ekstrakt: 11,6%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [6/10]
Piana: [8/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [6/10]
Nasycenie: [7/10]
Opakowanie: [5/10]

Cena: 3,69 zł / 0,5 l [Sklep osiedlowy]

Uwagi: Ciągle się dziwię, że witbier jest tak słabo popularny wśród dużych browarów. Przecież jest to styl tak wdzięczny (nawet ludzie nie lubiący "piwa" po spróbowaniu wita nie krzywią się - nie znam kobiety, której witbier nie smakowałby), że w USA piwo z koncernu MillerCoors (Blue Moon Belgian White) jest chyba najszybciej zyskującym rynek trunkiem.

Wracając jednak do piwa wypuszczonego przez Żywiec, po przelaniu do pokala otrzymujemy słomkowy, lekko mętny trunek (trochę zbyt mało mętny, wygląda raczej jak lekkie niefiltrowane pilsy). Piana jest obfita, opada w leniwym tempie, oblepia i zdecydowanie może się podobać. Wysycenie dwutlenkiem węgla powyżej średniej i pasuje tutaj idealnie.

W zapachu zdecydowanie wiadomo, że mamy do czynienia z witem. Jest tutaj kolendra, są cytrusy (cytryna i pomarańcza). Ciężko się do czegoś przyczepić - no może ewentualnie aromat mógłby być intensywniejszy. Piwo pachnie nad wyraz przyjemnie.

W smaku mamy również cytrusy i kolendrę, dodatkowo trochę nut biszkoptowych. Całość jest zdecydowanie wytrawna, nawet można by powiedzieć, że wodnista, ale dzięki temu rześka i przyjemna (nie ma tutaj żadnej nieprzyjemnej słodyczy). I znów najbardziej można się przyczepić intensywności aromatu, która mogłaby być wyższa.

Podsumowując, nie jest to jakiś nad wyraz wybitny witbier (brakuje trochę aromatu), ale nie ma żadnej wady, która by go dyskwalifikowała. Swoją drogą może to być też lekko stronnicza teza, bo po wypiciu kilku Witbier IPA wszystkie zwykłe odmiany stylu mają dla mnie za mało aromatu ;)

Ocena końcowa: 6,5/10

wtorek, 3 czerwca 2014

Revelation Cat, Double Dealer

4 komentarze

Alkohol: 8%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Włochy

Kolor: [8/10]
Piana: [3/10]
Zapach: [5/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [4/10]
Opakowanie: [9/10]

Cena: ~15 zł / 0,33 l [Paryska 8, Warszawa]

Uwagi: Revelation Cat to włoski browar kontraktowy, który swoje piwa w przeważającej większości warzy w Anglii (tak samo jest z ocenianym przeze mnie Imperial IPA). Po przelaniu do pokala otrzymujemy głęboko złoty, dosyć mętny trunek. Piana jest mizerna, dosyć szybko opada do niewielkiej obręczy i nie prezentuje się zbyt okazale. Wysycenie dwutlenkiem węgla poniżej średniej, ale w przypadku takiego piwa nie przeszkadza to zbytnio.

W zapachu mamy trochę estrów, nuty landrynkowe, czerwoną porzeczkę i jakiś dziwny, a przy tym niezbyt przyjemny dziwny, trochę cebulowy aromat. Do tego mamy tutaj potężne utlenienie (mokry karton, suchy granulat herbaty, miód). Pojawia się też niewielka ilość octanu etylu (rozpuszczalnik). Ogólnie całkiem niezłe piwo do nauki wad sensorycznych (i nie tak nudne jak jasne lagery na kursach) ;)

W smaku znów utlenienie (ciekawe ile piwo stało na półce?), sporo mokrego kartonu i miodu. Poza tym aromaty chmielowe (ziemiste i sosnowe), a także lekko wyczuwalny alkohol. Goryczka jest dosyć spora, a piwo mimu 8% alkoholu jest całkiem wytrawne, dzięki czemu pijalność stoi na całkiem niezłym poziomie.

Podsumowując, piwo na 99% postało sobie w sklepie dłuższy czas i przez to ciężko je oceniać (aczkolwiek data ważności nie została przekroczona). Takie jak piłem niewarte uwagi, ale czuć, że miało potencjał. Można zatem zaryzykować z całkiem świeżą dostawą do Polski.

Ocena końcowa: 6,5/10

niedziela, 1 czerwca 2014

Piwna Warszawa (i piwny Poznań) oczyma Poznaniaka…

5 komentarze

…no tak nie do końca Poznaniaka, ale ostatnie 8 lat spędziłem w tym mieście i można powiedzieć, że cała moja poza koncernowa edukacja piwna związana była z tym miastem. Od kilku miesięcy mieszkam w Warszawie i mam już jakieś spostrzeżenia na temat piwnej rewolucji w stolicy na tle wielkopolskiego rejonu.

Jedna z kilku sal w Setka Pub
Źródło zdjęcia: poznan.pl
Przybliżając po krótce piwny Poznań (bo może niektórzy nie znają kontekstu) trzeba powiedzieć, że od początku było to jedno z lepiej wyposażonych miast w tym aspekcie. Zaczynając od sklepów z piwami to w Poznaniu istniał (i istnieje nadal) sklep Piwa Świata, który był świetnie wyposażonym sklepem nawet przed nastaniem tzw. piwnej rewolucji w Polsce. Właściciel sprowadzał piwa na własną rękę (głównie belgijskie klasyki) i rzeczywiście pamiętam jak dziś, że pierwsze wejście do tego sklepu spowodowało niemały opad szczęki. Od kiedy machina piwnej rewolucji ruszyła sklep poszerzał swój asortyment coraz bardziej i do tej pory nie widziałem lepiej wyposażonego sklepu w Polsce (pod względem ilości i jakości oferowanych piw). Do tego dochodzą jeszcze świetnie wyposażone (i zawsze będące na bieżąco) 2 punkty Centrali Piwnej, oraz trochę słabiej wyposażony sklep Ministerstwa Browaru (do tego ostatniego z uwagi na siłę 2 wcześniejszych zaglądałem w ostatnim roku bardzo sporadycznie, ale na początku wsławili się jako pierwszy sklep sprowadzający piwa nowo powstałego AleBrowaru).

Część piw zagranicznych z Piw Świata
Źródło zdjęcia: Fanpage Piwa Świata Poznań
Jeśli już wspomniałem Ministerstwo Browaru, to trzeba wspomnieć, że poza sklepem z piwem (i hurtownią piw) właściciele otworzyli pub (można powiedzieć, że multitap przed tym jak to było modne ;)), który nastawiony był głównie na polskie i belgijskie piwa. Od dosyć dawna istnieje również w Poznaniu pub Kriek Belgian, który wyspecjalizował się w sprzedaży belgijskich piw fermentacji spontanicznej. Jeśli chodzi o te puby to czasami trafiałem do nich i w większości przypadków nie było problemów ze stolikami. Jednak numerem 1 w Poznaniu jeśli chodzi o puby od początku swojego istnienia pozostaje pub Setka. Lokal, który w swoim pierwotnym miejscu posiadał bodajże 2 nalewaki, a i tak większość wypitych tam piw to były pierwsze warki pierwszych piw Pinty kupowanych w butelce (o innych kontraktowcach nikt wtedy jeszcze nie słyszał), a po jakimś czasie przeniósł się do aktualnego miejsca, rozpoczynając z 10 nalewakami, aby dojść aktualnie do 16. Teraz taka ilość nie robi wrażenia, ale nawet wtedy nie było to coś oszałamiającego (już wtedy krakowska Omerta miała tych nalewaków więcej). Jednak to nie ilość nalewaków, a klimat miejsca sprawiają, że do tej pory uważam Setkę za najlepszy pub w kraju. Ogromna ilość miejsca (pub znajduje się w piwnicach kamienicy i ciągnie się przez dobrych kilka pomieszczeń), ludzie bez przysłowiowego „kijka w dupie”, właściciele, którzy rzeczywiście kochają piwo – to wszystko sprawiało, że cieszył każdy pobyt w tym pubie. Co z tego, że urządzony po najniższych kosztach, skoro miał swój klimat.

Pozostaje jeszcze kwestia browarów restauracyjnych czy też rzemieślniczych w Poznaniu i okolicach, ale tutaj trzeba przyznać, że nic ciekawego na temat Poznania powiedzieć nie można (poza Brovarią, która i tak jest sfocusowana na gościach hotelu oraz klientach restauracji nie ma w Poznaniu żadnego takiego przybytku).

Druga, mniejsza placówka Centrali Piwnej
Źródło zdjęcia: Fanpage Centrala Piwna
Po tak długim wstępie nakreślającym co zostawiałem wyprowadzając się z Poznania wróćmy do meritum, czyli piwnej Warszawy. Stolica przez długi czas była uznawana za piwną pustynię i nawet pomimo, że wcześniej bardzo rzadko w niej bywałem to udało mi się to odczuć. Jednak wszystko zmieniło się w zeszłym roku, powstały pierwsze puby mające 10 i więcej kranów, powstała masa sklepów z piwami i ogólnie to Warszawa stała się centrum piwnej Polski (coraz więcej premier piw w stolicy, itd.).

Zacznijmy zatem od rzeczy, która rzuca się od razu w oczy – Warszawa łaknie dobrego piwa i ciągle nie widać, żeby była zaspokojona w tej materii.

Kwestia warszawskich pubów na pierwszy rzut oka wygląda wyśmienicie. Są Kufle i Kapsle, które ostatnimi czasy stały się kolebką piwnych premier, które zawsze na kranach (których jest 16 12) mają coś ciekawego. Ale co z tego skoro znaleźć miejsce siedzące w tym lokalu graniczy z cudem. Piątkowe i sobotnie wieczory wyglądają tak, że nawet trudno się dobić do barmanów aby złożyć zamówienie. Co tam, nawet w inne dni w tygodniu jest z tym ciężko wieczorami. Niby można zrobić rezerwację, ale w moim przypadku 95% wyjść na piwo jest spontaniczna. Niby można postać gdzieś w rogu, ale o ile nie jest to dla mnie większy kłopot (i dla kilku znajomych hop-headów), tak cała reszta znajomych ma na to mieszane uczucia. A piwo w knajpie to jednak przede wszystkim aspekt socjalizujący i jeśli grupa ma zamiar narzekać na brak miejsca, kończy się zazwyczaj szybkim wyjściem z takiego lokalu. Podobnie wygląda to w przypadku pobliskiego pubu Piw Paw, który jest rekordzistom jeśli idzie o ilość nalewaków (57 robi wrażenie). Na szczęście niezbyt daleko od tych 2 przybytków ulokowana jest Gorączka Złota (niby tylko 3 nalewaki, ale zawsze jest coś ciekawego do wypicia i mimo, że lokal mikroskopijny to niemal zawsze znajdzie się miejsce dla kilku osób). Dalej mamy Chmielarnię (położoną trochę na uboczu), która jednakże z uwagi na to, że jest głównie restauracją nepalsko-tajską nie wszystkim pasuje (zapachy), a także jest niezbyt duża rotacja osób przy stolikach (jak to w restauracjach). Pozostaje jeszcze pub Cuda na Kiju, który poza tym, że jest przesadnie hipsterski (zdecydowanie nie w moim klimacie), to na dodatek też często zapchany do granic możliwości. Jest jeszcze kilka knajp z ciekawym piwem, które odwiedziłem raz i więcej nie miałem zamiaru tam wracać, bo nie czułem takiej potrzeby. Podsumowując, niby na pierwszy rzut oka wygląda to nieźle, tak jak się człowiek zastanowi ciężko jest się zebrać ze znajomymi i wpaść w weekend na dobre piwko w Warszawie. W Poznaniu niemal nigdy nie miałem z tym problemów. Dochodzi jeszcze jeden aspekt. Wszystkie warszawskie lokale z dobrym piwem są albo mało, albo mikroskopijne, przez co wejście większą grupą (powiedzmy +15 osób) to mission impossible.

Jeszcze słabiej wygląda to jeśli spojrzymy na sklepy piwne. Przyzwyczajony poznańskimi Piwami Świata i Centralą Piwną, które posiadały setki genialnych piw zagranicznych i wszystkie nowości z Polski do tej pory nie mogę się nadziwić jak w sieci dobre noty zbierają sklepy pokroju Piwosz (przecież to jest mniejsze niż kiosk ruchu), Jola (ponoć sporo piw zagranicznych, dobry żart), Cech Piwny (dosłownie kilkanaście ciekawych piw z zagranicy po jednej sztuce i trochę Polski), czy też Piwny Stan (niemal brak zagranicznych piw). Może źle szukałem, ale dotychczas odwiedzone warszawskie sklepy piwne przy tych poznańskich wyglądają jak gminne dożynki przy Festiwalu Biofilia.

Finalnie spoglądając na piwną Warszawę moimi oczyma, niby na papierze jest całkiem ok, tak niemal każdy wypad do jakiegokolwiek pubu lub sklepu powoduje ciągłe powtarzanie „przecież w Poznaniu z 1 zajebistym pubem i 2 sklepami miałem lepiej”. Pewnie usłyszę, że się w dupie poprzewracało, ale jak człowiek już coś dostał, to ciężko się przyzwyczaić do niższego poziomu. I takim akcentem kończę, ubieram się i udaję do centrum Warszawy, mając nadzieję, że w ten sobotni wieczór uda mi się napić dobrego piwa w ludzkich warunkach ;)