Lista ocenionych piw

środa, 30 stycznia 2013

Svijany, Svijanska Desitka

0 komentarze


Alkohol: 4%
Ekstrakt: 10%

Kraj pochodzenia: Czechy

Kolor: [7/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [5/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [7/10]
Opakowanie: [6/10]

Cena: 3,65 zł / 0,5 l [Piwa Świata]

Uwagi: Lekki lager z Czech, których wielu uważany jest za jedną z najlepszych desitek z tego kraju. Po przelaniu do szklanki otrzymujemy złoty, dosyć jasny i w pełni klarowny trunek. Piana jest niezbyt duża, ze sporymi pęcherzykami i dosyć szybko opadająca. W tym aspekcie nie wygląda to zbyt dobrze. Wysycenie dwutlenkiem węgla na całkiem niezłym, wysokim poziomie intensywności.

W zapachu od samego początku atakują nuty żelaziste, które zdecydowanie przykrywają słodowość i lekką biszkoptowość. Brak mi tutaj również aromatów chmielowych. Piwo pachnie co najwyżej przeciętnie. W smaku mamy całkiem niezłą goryczkę chmielową, delikatną słodowość i lekki diacetyl (idący w stronę biszkoptowo-herbatnikową), który jednak jest całkiem przyjemny. Znów pojawia się metaliczność, na szczęście już w zdecydowanie mniejszym stężeniu. Piwo mimo 4% alkoholu nie jest aż tak wodniste jak można by się spodziewać. Brakuje mi również po raz wtóry aromatu chmielowego.

Podsumowując, jest to smaczny, lekki lager, który jednak lepiej smakuje niż pachnie. Zważywszy, że w podobnej cenie można dostać inne smaczniejsze piwa z tego browaru (o których będzie niedługo) jest to zakup nie do końca warty tych 3,65 zł.

Ocena końcowa: 6,5/10

wtorek, 29 stycznia 2013

Stortebeker, Hanse-Porter

0 komentarze


Alkohol: 4%
Ekstrakt: 12,5%

Kraj pochodzenia: Niemcy

Kolor: [8/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [5/10]
Smak: [4/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [9/10]

Cena: 8,60 zł / 0,5 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Po przelaniu do szklanki otrzymujemy ciemnobrązowy (jednak jaśniejszy niżby to wynikało z fotki), wchodzący lekko w rubin trunek. Piana koloru beżowego jest średniej wielkości i dosyć szybko opada do ledwie kożucha. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności.

W zapachu pierwsze co się pojawia to dosyć sztucznie pachnąca czekolada, której akompaniują nuty karmelowe i waniliowe. Całość sprawia wrażenie trunku słodkiego i sztucznego, aczkolwiek na plus brak woni alkoholowej i brak typowych dla lagerów wad, które mogą się pojawiać w piwie.

W smaku mamy zdecydowanie słodki ulepek, słodycz dominuje tutaj i całkowicie psuje jakąkolwiek frajdę z degustacji. W tle mamy nuty czekoladowe, waniliowe, karmelowe, orzechowe i lekko przypominające colę (trochę jak rodzima Fortuna Czarne, ale bardziej czekoladowe). Najważniejszy fakt jest taki, że te piwo w żadnym wypadku nie jest porterem (ani bałtyckim, ani angielskim, ani żadnym innym) - jest to najzwyczajniejszy w świeci dosładzany schwarzbier jakich wiele u naszych zachodnich sąsiadów. Znów chyba jedynym plus brak ewidentnych wad (nie ma tu metaliczności, skunksa, diacetylu, DMS'u, itd. - ale co z tego?).

Podsumowując, jeśli ktoś lubi tego typu piwa to może podnieść ocenę o co najmniej 2-3 punkty, jeśli ktoś się spodziewa portera (nawet angielskiego) to nie ma tutaj czego szukać. Ale nawet fani ciemnych lagerów nie sądzę, aby byli zachwyceni tym piwem. Trochę szkoda, bo 2 poprzednie trunki z tego browaru oceniłem bardzo wysoko i chwaliłem za innowacyjność na lekko skostniałym niemieckim rynku. Ja nie zamierzam do Hanse-Portera wracać już ani razu.

Ocena końcowa: 4,5/10

niedziela, 27 stycznia 2013

Krusovice, Imperial

3 komentarze


Alkohol: 5%
Ekstrakt: 12%

Kraj pochodzenia: Czechy

Kolor: [7/10]
Piana: [8/10]
Zapach: [5/10]
Smak: [6/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: 5,09 zł / 0,5 l [Real]

Uwagi: Po przelaniu do szklanki otrzymujemy typowego, złotego i klarownego pilsa. Piana jest całkiem spora, opada w średnim tempie i lekko oblepia ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na poprawnym poziomie intensywności (mogłoby być ewentualnie odrobinę wyższe).

W zapachu mamy nuty słodowe i wyczuwalną metaliczność. Zdecydowanie brakuje tutaj aromatów chmielowych. Jest co najwyżej średnio. W smaku mamy sporą bazę słodową, delikatną, aczkolwiek wyczuwalną goryczkę chmielową i lekkie nuty zbożowe i metaliczne. Całość jest całkiem treściwa, jednak brakuje mi tutaj chmielu aromatycznego. Piwo jest poprawne, jednak nie wybitne.

Podsumowując, jest to dwunastka jakich wiele w Czechach. Gdyby to piwo było produkowane w Polsce i kosztowało 2,50 zł można by je uznać za całkiem niezły trunek. Mamy tutaj jednak pilsa z piwnej potęgi za ponad 5 złotych. W tej cenie (a także sporo niższej) można dostać wiele ciekawszych piw tego typu od naszych południowych sąsiadów.

Ocena końcowa: 6-/10

[Piwne reklamy] #003

0 komentarze
Trzeci odcinek piwnych reklam, tym razem kolejna reklama od amerykańskiego giganta, reklama najpopularniejszego stoutu na świecie i po raz pierwszy coś z rodzimego podwórka.

1. Budweiser - Frogs

Kolejna reklama amerykańskiego potentata, właściciela marki Budweiser. Reklama z 1995 roku, która już teraz może trochę trącić myszką, jednak swego czasu była jednym z dłużej emitowanych spotów w USA (a swe życie rozpoczęła podczas 29-go finału Super Bowl). Ukazuje 3 żaby, z których każda wydaje specyficzny dźwięk upodobniający się odpowiednio do "Bud", "Weis" i "Er" w taki sposób, że na koniec tworzą one jeden wiadomy wyraz. W 1997 roku w serialu animowanym The Simpsons pojawiła się aluzja do tej reklamy gdy aligator pożerając 3 żaby wykrzyczał "Coors!" (marka konkurencji).


2. Guinness - noitulovE

Reklama najbardziej rozpoznawalnego na świecie irlandzkiego piwa - Guinnessa. Spot z serii "Good things come to those who wait", który przedstawia ewolucyjną historię Ziemi, jednak w przewrotny sposób. W tle słyszymy znany utwór amerykańskiego piosenkarza i aktora Sammy'ego Davisa Jr.'a "The Rhythm of Life", a kolejne sekwencje cofają nas od teraźniejszości, poprzez historię ludzkości, aż po prehistorię. Reklama swego czasu zrobiła wielkie wrażenie, głównie dzięki sporej ilości efektów CGI. Sam koszt jej wyprodukowania wyniósł 1,3 mln funtów, a na kompanię reklamową wokół tej reklamy wyłożono kolejne 15 mln funtów. Reklama poza pozytywnym odzewem klientów znalazła również spore uznanie w branży i w 2006 roku zdobyła pokaźną ilość różnego rodzaju nagród branżowych.



3. Królewskie - Królewskie rządzi

Polska reklama piwa Królewskie z 2001. Krótko po tym, gdy Browary Warszawskie zostały przejęte przez austriacki koncern Brau Union postanowiono z dużym impetem uderzyć tym piwem w polski rynek (wcześniej marka była kojarzona i pijana głównie w Warszawie i okolicznych miejscowościach). Jedną z głównych form marketingu miała być seria zabawnych reklam w stylu amerykańskim (jednak pasujących do rodzimego humoru i otaczającej rzeczywistości). Seria reklam przedstawia grupę mężczyzn w średnim wieku (typowych "Kowalskich", zatem długi wąs a'la lata 80-te jest niezbędny), którzy wymyślają najrozmaitsze sposoby, aby napić się piwa tak, aby żony się o tym nie dowiedziały. Reklamy są zdecydowanie przejaskrawione, rzucają kliszami w wygląd i zachowanie przeciętnego piwosza z Polski, jednak są genialnie i humorystycznie nakręcone, tak, że do tej pory potrafią rozśmieszyć każdego.


sobota, 26 stycznia 2013

La Divine

0 komentarze


Alkohol: 9,5%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Belgia

Kolor: [6/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [/10]

Cena: 8,99 zł / 0,33 l [Piwa Świata]

Uwagi: Mocny belgijski ale, który po przelaniu do pokala ujawnia pomarańczowo-brązową, dosyć ciemną barwę. Piana jest niezbyt spora i dosyć szybko opada do ledwie kożucha. Na minus również dosyć spore pęcherzyki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na niezbyt wysokim poziomie intensywności.

W zapachu piwo jest niezbyt intensywne. Mamy tutaj nuty winne i porto, oraz ciemnych owoców (głównie śliwki i wiśnie). W mniejszym natężeniu pojawiają się aromaty czekoladowe, oraz co trochę psuje całkowity obraz rozpuszczalnikowe i alkohole. Wyczuwalne jest również lekkie utlenienie.

Smakowo jest dosyć słodko, brakuje mi tutaj goryczki, która mogłaby równoważyć dosyć sporą pełnię piwa. Mamy tutaj aromaty czekoladowe, winne (ale nie ma tutaj kwaśności znanej z Oud Bruin), a także porto, śliwkowe i wiśniowe. Całość jest lekko alkoholowa (i woń rośnie z każdą minutą degustacji) i wyczuwalne jest lekkie utlenienie. Piwo smakuje poprawnie, ale nie są to wybitne aromaty.

Podsumowując, jest to piwo poprawne z plusem, ale na tle innych Belgian Strong Ale, które piłem La Divine nie wypada już tak dobrze. Brak mi tutaj goryczki chmielowej, przeszkadza zbytnia słodkość i alkoholowość. Ze swojej strony nie sądzę, abym miał kiedyś jeszcze wrócić do tego piwa.

Ocena końcowa: 7-/10

środa, 23 stycznia 2013

De Molen, Vuur & Vlan

0 komentarze


Alkohol: 6,2%
Ekstrakt: 14,9%

Kraj pochodzenia: Holandia

Kolor: [7/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [2/10]

Cena: 12 zł / 0,33 l [Centrala Piwna]

Uwagi: De Molen to specyficzny holenderski browar, jeśli nie znałbym go pomyślałbym, że dostałem piwo domowej roboty. Niektórzy mogą uznać etykietę za bardzo prostą, jednak ze wszystkimi ważnymi informacjami znajdującymi się na niej. Dla mnie jest to zdecydowanie minus tego piwa, etykieta jest po pierwsze brzydka (aczkolwiek to kwestia gustu), krzywo przyklejona, lekko obdarta, a co najgorsze wszystkie piwa tego browaru wyglądają niemal identycznie. Polecam wejść do sklepu, gdzie leży 10 różnych piw De Molen i wybrać jednym strzałem te, których się nie piło :)

Pierwsze recenzowane przeze mnie piwo z tego niewielkiego browaru to piwo w stylu AIPA, trochę mało ekstraktywne jak na ten gatunek, jednak jak już wiele razy się przekonałem, cyferki to nie wszystko. Po przelaniu do pokala otrzymujemy mętny, miedziany w barwie trunek. Piana jest koloru szarego, mała, delikatnie oblepiająca szkło i dosyć szybko opadająca do ledwie obręczy. Nie sprawia to najlepszego wrażenia (na tle innych, np. amerykańskich piw w tym stylu). Wysycenie dwutlenkiem węgla na niezbyt wysokim poziomie intensywności, mogłoby być trochę wyższe.

W zapachu jest po pierwsze niezbyt intensywnie (jak na AIPA), nie ma co tutaj liczyć jak nawet w naszych rodzimych Ataku Chmielu czy Rowing Jack na uderzającą nutę, która po chwili okrywa całe pomieszczenie. Mamy tutaj aromaty trawiasto-sosnowe i lekko landrynkowe, przez co piwo pachnie delikatną słodyczą. Brak tutaj typowych dla amerykańskich odmian chmielu (przynajmniej tych użytych, m. in. Simcoe i Cascade) nut cytrusowych. Piwo pachnie dobrze, ale nie wybitnie jak na AIPA.

W smaku mamy całkiem sporą goryczkę, w aromacie dominują nuty trawiaste, sosnowe i żywiczne. Tutaj również brak cytrusów. Piwu wcale nie brakuje treści, mimo niezbyt dużego ekstraktu. Na plus również brak jakiejkolwiek woni alkoholowej. Piwo jest smaczne, ale jednak brakuje tutaj jakiegoś pazura, jest trochę zbyt grzeczne i zbyt stonowane.

Podsumowując, piwo jest zdecydowanie smaczne i nie ma większych wad (brakuje mi tutaj cytrusów, ale powiedzmy, że tak miało być), ale nie jest tak dobre, jak AIPA może być. W tej cenie można otrzymać lepsze piwa z USA, nie mówiąc o polskich wyrobach (np. Rowing Jack).

Ocena końcowa: 8/10

niedziela, 20 stycznia 2013

Flying Dog, K-9 Cruiser Winter Ale

0 komentarze


Alkohol: 7,4%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Stany Zjednoczone

Kolor: [8/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [10/10]

Cena: 11,10 zł / 0,355 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Piwo, które ma być piwem zimowym (wg etykiety), a okazuje się dobrym ejlem na cały rok. Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemno-rubinowy, klarowny i ładnie się prezentujący trunek. Piana koloru beżowego jest niezbyt obfita i dosyć szybko opada do ledwie obręczy i kilku małych wysepek na tafli piwa. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności.

W zapachu dominują nuty karmelowe, toffi i waniliowe, do tego dochodzą również lżejsze aromaty ciemnych owoców. Pojawia się również niewielka fenolowość. Piwo pachnie poprawnie, ale nie wybitnie, brakuje mi tutaj jakiś aromatów świąteczno-zimowych (jeśli potraktujemy piwo jako specjalne dla tej pory roku), albo aromatów chmielowych (jeśli ma to być strong ale w wersji brytyjskiej). Nie mówię tutaj oczywiście o cytrusach, ale chociażby nuty żywiczne i torfowe nadały by piwu zdecydowanie większej głębi.

W smaku mamy niewielką goryczkę, na głównym planie sporą bazę słodową z nutami karmelowymi, ciemnych owoców, toffi i delikatnie torfowymi. Pojawiają się tutaj nie do końca przyjemne nuty, które określiłbym jako podobne do popiołu, a także lekką biszkoptowość. Całość jest lekko słodka i dosyć treściwa, co wcale nie umniejsza faktu, że piwo jest świetnie pijalne mimo 7,4% alkoholu.

Podsumowując, nie jest to na pewno "piwo specjalne" (czego można by się spodziewać po piwach reklamowanych jako zimowe), chociaż to mi akurat nie przeszkadza (wolę dobrze chmielone strong ale niż ale z milionem przypraw maskującymi całość). Większym problemem jest fakt, że definitywnie poskąpiono tutaj chmielu (na goryczkę, jak i na aromat). Piwo jest ciągle dobrym ejlem, ale gdyby nie te minusy mogłoby być piwem wybitnym.

Ocena końcowa: 7,5/10

sobota, 19 stycznia 2013

[Piwne reklamy] #002

0 komentarze

Drugi odcinek piwnych reklam, tym razem reklamy jasnych lagerów ze sporych amerykańskich, australijskich i kanadyjskich browarów.

1. Carlton Draught - Beer Chase

Carlton Draught to australijski jasny lager, typowy i przeciętny do bólu, do którego dosyć niedawno powstała świetna reklama będąca parodią wielu filmowych pościgów policji za złoczyńcami (co ciekawe mimo, że pościg to nie uświadczymy tutaj żadnego auta w roli głównej). Jeśli chcecie wiedzieć jak się kończy zamówienie piwa po akcji w pubie pełnym policjantów zdecydowanie warto obejrzeć tą reklamę. Podkład muzyczny użyty w tej reklamie pochodzi z kultowego w niektórych kręgach filmu z lat 80-tych pod tytułem "Rad", będąc nagraniem australijskiego piosenkarza rockowego Johna Farnhmana - "Thunder In Your Heart".


2. Molson Canadian - Made From Canada

Reklama kanadyjskiego potentata, koncernu Molson, który od kilku lat wraz z amerykańskim koncernem Coors tworzą jedną z największych spółek produkujących piwo na świecie. Reklama, która pokazuje, że można stworzyć klimatyczną i przyciągającą wzrok migawkę, która próbuje grać na rejonie z jakiego piwo pochodzi (w tym wypadku Kanady). Jest to w takim samym stopniu reklama kraju (była kręcona z myślą o igrzyskach w Vancouver) jak i marki Molson. W tle świetny (chociaż trochę już uklepany) motyw znany z filmu "Requiem for a Dream" stworzony przez angielskiego kompozytora Clinta Mansella. Polskie firmy próbujące reklamować swoje piwa łunami zbóż mogłyby się sporo nauczyć od Kanadyjczyków.


3. Bud Light - Real Men of Genius

Znów amerykański Budweiser, ale ciężko nie wrzucać reklam koncernu odpowiedzialnego za te piwa, oni jako pierwsi zauważyli, że reklama piwa nie musi być sztampowa i rzeczowa (w pejoratywnym tego znaczeniu - styl piwa, ilość alkoholu, ewentualnie cena), a powinna głównie oddziaływać na emocje widza, zostawać w jego pamięci, a w dzisiejszych czasach być rozprzestrzeniana wirusowym marketingiem przez różne internetowe formy komunikacji.

Reklama prezentowana poniżej (a raczej zestaw kilku spotów) rozpoczęła życie w radiu pod nazwą Real American Heroes. Oryginalnie było to 12 spotów, które w sposób zabawny gloryfikowały niewdzięczne i śmieszne zawody/prace oraz czynności i zwyczaje przeciętnych amerykańskich mężczyzn. Jingle te łączyły w sobie doniosły głos lektora mówiącego z pełną powagą i przyśpiewki znanego amerykańskiego wokalisty Dave'a Bicklera (jeśli nie kojarzycie nazwiska to pewnie sporo Wam powie jego "Eye of the Tiger" z serii filmów "Rocky"). Reklama odniosła taki sukces, że stworzono wersje telewizyjne (najpierw na rynek brytyjski, później amerykański). Po atakach z 11 września właściciele zmienili nazwę serii na Real Men of Genius, ponieważ nabijanie się z "herosów" było wtedy sporym nietaktem. W serii nagrano ponad 160 spotów z różnymi ciekawymi pracami od dostawcy chińskiego jedzenia zaczynając, poprzez pracownika wypożyczalni butów w kręgielni, na pracownikach preparujących dzikie zwierzęta czy też projektantach ubrań dla amerykańskich wrestlerów kończąc.

Poniżej jest kilka spotów w jednym filmiku, ale na YouTube można znaleźć również wszystkie pozostałe. Lista wszystkich spotów znajduje się na angielskiej wersji Wikipedii.



czwartek, 17 stycznia 2013

Left Hand, Black Jack Porter

0 komentarze


Alkohol: 6,8%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Stany Zjednoczone

Kolor: [9/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [9/10]

Cena: 12 zł / 0,355 l [I Poznański Festiwal Piwa]

Uwagi: Piwo w stylu angielski porter z amerykańskiego browaru Left Hand. Po przelaniu do pokala otrzymujemy czarny trunek, który pod światłem nabiera barwy ciemno-rubinowej. Piana szarego koloru jest niezbyt duża i szybko opada do ledwie obręczy, w tym aspekcie piwo nie powala. Wysycenie dwutlenkiem węgla na niezbyt wysokim poziomie intensywności.

W zapachu dominują nuty czekoladowe, którym akompaniują aromaty karmelowe i lekko palone. Całość pachnie dokładnie tak jak porter górnej fermentacji pachnieć powinien. Intensywność jest średnia, nie ma tutaj niczego do czego można by się przyczepić, brakuje mi tylko czegoś co mogło by spowodować "opad szczęki".

Smakowo na pierwszym planie mamy aromaty czekoladowe i kakao (które jednak mają delikatnie sztuczny posmak), do tego w mniejszym stopniu karmelowe i kawowe. Piwo jest delikatnie palone przez co pojawia się znana z tych słodów kwaśność, na szczęście kontrowana niewielką (ale wyczuwalną) goryczką. Po ogrzaniu pojawia się lekka woń alkoholu i niewielka słoność, które jednak nie psują całkowitego obrazu piwa. Piwo jest nieźle zbilansowane, średnio treściwe i mimo niemal 7% alkoholu można je traktować raczej jako trochę mocniejsze piwo sesyjne.

Podsumowując, jest to całkiem smaczny porter, któremu jednak do genialności trochę brakuje, jest zbyt grzeczny i ułożony, ma również kilka drobnych wad. Jeśli ktoś jednak gustuje w tym typie piw, na pewno nie będzie zawiedziony.

Ocena końcowa: 7,5/10

środa, 16 stycznia 2013

[Piwna kinematografia] Beer Wars

2 komentarze
Beer Wars to pełnometrażowy film dokumentalny z 2009 roku opowiadający historię małych browarów z USA (craft breweries) i ich walkę z kilkoma potentatami mającymi ponad 90% rynku piwa dla siebie. Skąd my to znamy? Mimo, że amerykański rynek z naszej perspektywy wydaje się rajem i miejscem do którego powinniśmy dążyć (w końcu jest tam już ponad 2000 małych rzemieślniczych browarów) to film pokazuje, że nie jest wcale tak pięknie jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać.

W Beer Wars w sposób pobieżny ukazane mamy oblicze typowych amerykanów pijących koncernowe jasne lagery, gdzie najważniejszym elementem, który wpływa na zakup piwa jest marka i logo na puszcze czy też butelce. Jest to większość i w tym aspekcie USA wcale nie tak bardzo różni się od naszego rodzimego rynku. Koncerny te wydają na marketing i reklamę niewyobrażalne kwoty sięgające wielu miliardów dolarów, a ludzie kupują markę co w bardzo prosty sposób ukazuje ślepy test na typowych przedstawicielach pubów, gdzie większość nie potrafi rozpoznać swojego ukochanego lagera, którego jest w stanie bronić do ostatku sił.

Główna oś akcji skupia się jednak na założycielu i właścicielu niedużego, jednak znanego i wielokrotnie nagradzanego browaru Dogfish Head (Sam Calagione), oraz byłej pracownicy bostońskiego browaru Samuel Adams, która próbuje rozkręcić własny piwny biznes. Ukazane zostaje jak ciężko sprzedawać małym browarom piwo w USA, gdzie producent nie ma prawa sprzedawać swoich trunków bezpośrednio sklepom czy też pubom (nie mówiąc już o klientach detalicznych), musi zawsze korzystać z pośredników (ten 3-stopniowy system jest zaszłością stworzoną po zakończeniu czasów prohibicji), a większość pośredników jest w rękach jednego z gigantów, którzy to potrafią w bardzo łatwy sposób blokować dostawy piw do konkretnych rejonów. Żeby sobie to lepiej wyobrazić pomyślcie sobie, że wg systemu amerykańskiego Wasz ulubiony pub nie mógłby zakupić piwa bezpośrednio z małego browaru restauracyjnego (np. Widawy czy Hausta) co się często zdarza, tylko musiałby mieć nadzieję, że jakiś hurtownik zechce pośredniczyć w sprzedaży tego piwa. Sporo amerykańskich hurtowników dostaje od koncernów oblepione reklamami samochody do transportu, podpisuje umowy na wyłączność i wyłącza małe browary z możliwości dostarczenia swoich piw w wiele rejonów.

Kolejnym aspektem poruszanym w filmie jest produkowanie przez koncerny piw, które mają naśladować te z mniejszych browarów (czy nie brzmi to znajomo?). W USA poszło to jeszcze dalej i koncerny pokroju Anheuser-Busch InBev czy też MillerCoors tworzą niezależne firmy (wyłącznie na papierze), których nazwy umieszczane są na etykietach takich piw w ten sposób, że czasami ciężko w ogóle zauważyć kto za takim wyrobem stoi i gdzie jest on produkowany.

Film Beer Wars, mimo że amerykański i opisujący tamtejszy rynek piwny w głównych aspektach wiele mówi o każdym rynku, który opanowany jest przez międzynarodowe korporacje, gdzie małe rzemieślnicze browary stając do nierównej walki często z góry są skazane na pożarcie (czy to przez lobbing legislacyjny, który utrudnia małym graczom działanie, czy też poprzez kwoty ponoszone na reklamę i marketing, na próbach wejścia w niszowe rynki wielkich graczy z cenami niemożliwymi do osiągnięcia przy produkcji w małej skali kończąc).

Film nie jest dostępny w Polsce, jednak wyszedł na DVD na rynku amerykańskim (można go zakupić m. in. na Amazonie). Dobrą informacją jest również to, że po sieci krąży bezpłatne fanowskie tłumaczenie na język polski, które zdecydowanie może pomóc mniej obeznanym z językiem angielskim. Ze swojej strony zdecydowanie polecam ten film każdemu miłośnikowi piwa.












wtorek, 15 stycznia 2013

Emelisse, DIPA Hop Serie

0 komentarze



Alkohol: 7,9%
Ekstrakt: 18%

Kraj pochodzenia: Holandia

Kolor: [8/10]
Piana: [9/10]
Zapach: [910]
Smak: [9/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: 15 zł / 0,33 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Piwo w stylu Imperial IPA (czy też jak chce producent Double IPA) od holenderskiego browaru Emelisse. Po przelaniu do pokala otrzymujemy mętny, miedziano-bursztynowy trunek. Piana jest spora, gęsta, mocno oblepia ścianki o utrzymuje się do samego końca dosyć długiej degustacji. Wysycenie na niezbyt wysokim poziomie intensywności, ale w tym wypadku pasuje jak ulał.

W zapachu mamy dosyć intensywne nuty cytrusowe, oraz w mniejszym stopniu sosnowe, trawiaste i żywiczne. Całości dopełnia delikatna wanilia. Piwo pachnie zdecydowanie lekko i nie przypuszcza się, że mamy tutaj do czynienia z niema 8% alkoholu. Alkohol jest świetnie ukryty i od początku do końca nie wyczuwalny.

W smaku pierwsze co uderza to oczywiście duża i długo finiszująca goryczka, która jednak dzięki sporej bazie słodowej i delikatnej słodyczy jest nieźle zbilansowana. Piwo jest nad wyraz treściwe, wręcz oleiste. Pojawiają się tutaj nuty mango, trawiaste, sosnowe i żywiczne. Całość jest trochę bardziej ciężka niż typowe cytrusowe i lżejsze AIPA. Alkohol jest ledwie wyczuwalny i to dopiero po sporym ogrzaniu piwa, nie przeszkadza jednak w degustacji w żadnym wypadku. Piwo ma bardzo podobne parametry do naszego rodzimego Imperium Atakuje z Pinty i jest do niego dosyć podobne.

Podsumowując, jest to świetna Imperial IPA, której chyba jedynym minusem jest to, że w niższej cenie można dostać w polskich sklepach specjalistycznych mocniejszego i smaczniejszego przedstawiciela tego gatunku z amerykańskiego browaru Anderson Vallley. Piwo zrobiło na mnie naprawdę dobre wrażenie w przeciwieństwie do ocenianego niedawno Black IPA z tego samego browaru.

Ocena końcowa: 9-/10

niedziela, 13 stycznia 2013

Podróże Kormorana, Weizenbock

0 komentarze



Alkohol: 6,6%
Ekstrakt: 16,5%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [7/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [6/10]
Nasycenie: [7/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: 5,80 zł / 0,5 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Weizenbock z browaru Kormoran. Pierwsze co się rzuca w oczy to bardzo ładna etykieta, której ocenę obniża jednak kiepskie nalepienie (całość jest pofałdowana). Po przelaniu do szklanki otrzymujemy miedziano-bursztynowy, mętny trunek, który jednak jest jaśniejszy niż mogłoby wskazywać powyższe zdjęcie. Piana koloru beżowego jest średniej wielkości, opada dosyć szybko i nie sprawia zbyt pozytywnego wrażenia. Na plus dosyć wysokie i zdecydowanie pasujące wysycenie dwutlenkiem węgla.

W zapachu główną i dominującą nutą jest karmelowość, która nadaje piwu sporą słodycz. W mniejszym stopniu wyczuwalne są aromaty bananów i goździków. Całości dopełnia niezbyt przyjemna woń alkoholu. W smaku mamy miks słodko-kwaśny, który nie do końca do mnie trafia, do tego dochodzą nuty karmelowe, bananowe i goździkowe oraz po raz wtóry woń alkoholu. Niby wszystko jest na swoim miejscu, jest to zdecydowanie weizenbock, ale jest po prostu przeciętny.

Podsumowując, nie jest to piwo złe, ale nie jest również wybitne (a nawet dobre), jest to raczej przeciętniak w tej kategorii, którego największymi wadami są zbytnia alkoholowość i zbytnia słodycz. Do zeszłorocznego Psze Koźlaka z Pinty nie ma nawet co go porównywać, bo różnica w smaku jest spora na korzyść chłopaków warzących w Zawierciu.

Ocena końcowa: 6/10

sobota, 12 stycznia 2013

[Piwne reklamy] #001

3 komentarze
Dzisiaj ruszam z cotygodniową porcją reklam piwnych, będą się tutaj pojawiać reklamy gigantów jak i mniejszych browarów, te bardziej śmieszne, jak i te bardziej artystyczne. Ma być krótko i na luzie. No to zaczynamy.

1. Budweiser - Whassup

Chyba najpopularniejsza reklama piwa w historii, która miała wiele kolejnych modyfikacji i niezliczone ilości fanowskich przeróbek. Mimo, że reklamuje najpopularniejszą markę piwną na świecie (piwo słabsze nawet od naszych rodzimych wyrobów koncernowych) reklama sama w sobie kipi humorem.


2. Bud Light - Beer & Porn

Kolejna reklama piwa Bud, tym razem w słabszej wersji Light. Zobacz jak się kończy wypad do sklepu po sześciopak piwa i gazetę dla dorosłych. W amerykańskich stacjach krążyło kilka wersji tej reklamy, najczęściej sporo skróconej - tutaj mamy wersję najdłuższą opowiadającą z humorem i przewrotnymi zmianami akcji całą historię.


3. Greene King IPA - Crafted for the Moment

Jako ostatnia dzisiejszych z reklam pojawia się coś bardziej artystycznego, z świetnym podkładem muzycznym młodziutkiego Jake'a Bugga (wzorującego się na Bobie Dylanie) i zdecydowanie klimatycznymi zdjęciami. Reklama, która sprawia, że aż chce się sięgnąć po reklamowaną IPA ze znanego angielskiego browaru Greene King.
PS. Swoją drogą nie tylko w Polsce duże browary (a takim jest Greene King) udają zaciekle te mniejsze.


Widawa, Sęp

2 komentarze



Alkohol: 6,2%
Ekstrakt: 16%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [7/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [7/10]

Cena: 8,55 zł / 0,33 l [Drink Hala - Wrocław]

Uwagi: Piwo, które wywołało niemałą burzę w światku internetowych piwoszy, pite jednak i ocenianie przeze mnie jeszcze przed tą falą, dlatego zawirowania te nie miały żadnego wpływu na moją ocenę. Sęp z browaru Widawa (przy współpracy i w oparciu o recepturę znanego blogera piwnego Tomka Kopyra) to niespotykane piwo głównie przez fakt, że większa część chmielu używa w trakcie warzenia została pozyskana od amerykańskiego stowarzyszenia plantatorów chmielu, który to chmiel służył za wystawę podczas targów piwowarskich Brau Beviale. Rodzajów chmielu było z tego co pamiętam dobre kilkanaście (bliżej 20).

Po przelaniu do pokala otrzymujemy delikatnie mętny trunek w kolorze złotym, lekko wpadającym w miedź. Piana jest średniej wielkości, jednak dosyć szybko opada do ledwie kożuszka, przy okazji oblepiając w niewielkim stopniu ścianki. Na minus trochę zbyt niskie wysycenie dwutlenkiem węgla (przydałoby się odrobinę wyższe).

W zapachu pierwsze co się rzuca to zdecydowanie zbyt niska intensywność aromatów. AIPA powinna uderzać po nozdrzach dosadnie, tutaj mamy ledwie poprawne nuty cytrusów, sosnowe i trawiaste. Do tego dochodzą w jeszcze mniejszym stężeniu aromaty toffi i wanilii, które rzeczywiście mogą wskazywać na lekki diacetyl (ale na pewno nie w takim stopniu o którym wspominają niektórzy blogerzy krzycząc na lewo i prawo o piwnej maślance).

W smaku jest lepiej, mamy średniej wielkości goryczkę z dosyć krótkim finiszem. Dominują tutaj aromaty sosnowe, cytrusowe, trawiaste a także owoców tropikalnych (na myśl przychodzi mi mango i papaja). Całość nie jest tak intensywna i uderzająca jak np. Atak Chmielu czy Rowing Jack, ale jest za to zdecydowanie bardziej pijalna i mogłoby całkiem nieźle służyć za piwo sesyjne.

Podsumowując, brakuje mi w tym piwie zdecydowanie intensywności i takiego pazura jakie ma np. Rowing Jack czy Red AIPA, ale nadal jest to bardzo dobre piwo, które w moim osobistym rankingu polskich AIPA wskakuje przed Atak Chmielu z Pinty. Jeśli ktoś ma okazję to na pewno warto spróbować.

Ocena końcowa: 8/10

piątek, 11 stycznia 2013

Fortuna, Miodowe

0 komentarze



Alkohol: 5,6%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [8/10]
Piana: [7/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [5/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [6/10]

Cena: 3,79 zł / 0,5 l [Real]

Uwagi: Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemny trunek, który pod światłem nabiera barwy rubinowej i przypomina inny produkt tego browaru, tj. Fortuna Czarne. Piana koloru beżowego jest dosyć spora i opada w średnim tempie, oblepiając przy okazji lekko ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności.

W zapachu dominują nuty miodowe (co nie dziwne) i słodowe, całość jest delikatnie słodka i sprawia całkiem poprawne wrażenie. Na plus brak jakichkolwiek sztucznych aromatów. W smaku potwierdza się to co pomyślałem po przelaniu piwa do pokala - jest to ewidentnie aromatyzowana miodem Fortuna Czarne. Mamy tutaj nuty słodowe, karmelowe, coś co przypomina colę i miód. Całość jest jeszcze słodsza niż wersja bez miodu i nie do końca do mnie przemawia.

Podsumowując, piwo nie ma jakichś większych wad, jednak jest zdecydowanie zbyt słodkie jak na moje podniebienie. Jeśli ktoś gustuje w takich trunkach może sobie ocenę podnieść w górę o 1 czy 2 oczka. Ja raczej nie wrócę do tego piwa.

Ocena końcowa: 5/10

czwartek, 10 stycznia 2013

Rampusak, Kvasnicovy Lezak

2 komentarze



Alkohol: 4,9%
Ekstrakt: 12%

Kraj pochodzenia: Czechy

Kolor: [6/10]
Piana: [3/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [6/10]
Nasycenie: [7/10]
Opakowanie: [5/10]

Cena: 11,85 zł / 1 l [Drink Hala - Wrocław]

Uwagi: Czeski niefiltrowany i niepasteryzowany lager, którego udało mi się zakupić we Wrocławiu (w Poznaniu z czeskimi niepasteryzowanymi piwami w PET'ach jest problem i chyba jeszcze nie widziałem takowych nigdzie). Po przelaniu do kufla otrzymujemy złoty, trochę ciemniejszy niż typowe lagery i lekko mętny trunek, który jednak nie prezentuje się zbytnio okazale. Piana jest mizerna, brzydko wyglądająca (gruboziarnista i szara) i na dodatek w dosłownie kilkanaście sekund znika całkowicie. Na plus całkiem niezłe, wysokie wysycenie dwutlenkiem węgla, które w tym przypadku pasuje idealnie.

W zapachu mamy głównie nuty słodowe i w mniejszej mierze waniliowe, biszkoptowe oraz orzechowe. Na minus wyczuwalny (na szczęście w niedużym stężeniu) DMS, który obniża całkowitą ocenę. Szkoda też, że zabrakło tutaj chociaż namiastki aromatów chmielowych.

W smaku co cieszy to całkiem przyjemna goryczka średniej wielkości, która nieźle bilansuje się z bazą słodową. Do tego dochodzą nuty orzechowe i po raz wtóry lekki DMS (piwo było trzymane w sklepie w lodówce, miało jeszcze dobre 2 tyg do końca ważności, więc z dużym prawdopodobieństwem lekka wtopa browaru).

Suma summarum jest to jednak całkiem poprawne piwo z drobnymi wadami, które zabija jednak cena (12 złotych za 1-litrowego PET'a?). Raczej nie sądzę abym miał do niego powrócić bo w takiej kwocie dostanę 4-5 butelek smaczniejszych czeskich lagerów.

Ocena końcowa: 6/10

środa, 9 stycznia 2013

[Piwna kinematografia] Three Sheets

3 komentarze
Już od jakiegoś czasu chciałem rozpocząć cykl wpisów dotyczących mojej drugiej pasji, która wiąże się z szeroko rozumianym filmem. W tej serii umieszczane będą recenzje, opisy, zajawki różnych filmów, seriali, programów dokumentalnych traktujących w większej lub mniejszej mierze o piwie. Nie będą to wyłącznie dzieła stricte piwne, ale również takie gdzie piwo gra sporą rolę. 

Mógłbym rozpocząć sztampowo, od serii The Beer Hunter, uznawanej za pierwsze i najważniejsze dzieło telewizyjne niosące kaganek oświaty piwnej, tak się jednak nie stanie (co oczywiście nie zmienia faktu, że wymieniona seria nakręcona przez samego Michaela Jacksona zostanie przeze mnie zrecenzowana w niedługim czasie - swoją drogą jeśli na widok tego imienia i nazwiska masz przed oczyma poczciwego staruszka z brodą to możesz uznawać się za piwnego freak'a). Serię recenzji zaczynam od nietypowego z punktu widzenia piwosza programu telewizyjnego, który to w niektórych odcinkach w żadnym momencie nie wspomina naszego ulubionego trunku.

Zane Lamprey, który jest odpowiedzialny za tą serię nie jest typem piwnego specjalisty, nie wykłada wiedzy tajemnej i w dużej mierze jego znajomość ze światem piw i różnorodności gatunkowej rozwija się z kolejnymi odcinkami Three Sheets. Jest to niezbyt znany w USA (nie mówiąc już o innych krajach) prezenter telewizyjny, komik i prowadzący z wielu różnych niszowych stacji telewizyjnych, który postanawia z kamerą odwiedzać i poznawać kulturę picia alkoholu w krajach całego świata. Większą część wiedzy czerpie od osób, które poznaje na swojej drodze, poczynając od sensoryków i producentów alkoholi, poprzez właścicieli pubów, restauracji na barmanach i zwykłych ludziach kończąc.

Z uwagi na to, że Zane nie dyskryminuje żadnych gatunków alkoholu pojawia się i w krajach z naszego punktu widzenia ciekawszych (Belgia, Walia, Anglia, Niemcy), jak i tych mniej (Japonia z ichnim sake, Francja z szampanami i koniakami, Meksyk z tequilą, itd.). Odcinki mają charakter zdecydowanie bardziej luźny i jak sam twierdzi nie wie sam czy jego program to bardziej serial dokumentalny o różnych alkoholach czy show, które ma bawić. Jedno jest jednak pewne, wiedza, która jest przekazywana jest dosyć solidna i nie ma w niej wielu przekłamań czy też uproszczeń (dowiadujemy się jak bogaty jest świat piw belgijskich, czym jest brytyjska CAMRA, czemu sporo piw z Karaibów i Ameryki Środkowej nazywana jest niemiecko-brzmiącymi nazwami, odwiedzamy Oktoberfest, itd.).

Seria może nie spodobać się osobom, które uważają, że o piwie (oraz innych alkoholach) trzeba rozmawiać poważnie, Zane jak na komika przystało wygłupia się co niemiara, nabija ze swoich współpracowników i znajomych, spotyka często bardzo ciekawych ludzi (lokalnych pochłaniaczy różnego rodzaju alkoholi, którzy przez przypadek trafili na niego i jeszcze bardziej ubarwiają kolejne odcinki), jednak nie przekraczając odpowiedniego poziomu.

Zane wraz ze swoją ekipą trafia również do Polski (w bodajże 3 sezonie), który to jednak dla piwoszy niewiele wnosi (bo pojawia się tylko nasza "duma" narodowa w postaci Tyskiego), jest za to trochę ciekawostek odnośnie miodów pitnych i wódek (widocznie, co wcale nie dziwne, te aspekty kilka lat temu świadczyły o polskiej alkoholowej sile).

Seria ma 50 odcinków podzielonych na 4 sezony, każdy odcinek trwa ok 20-25 minut. Złą wiadomością dla osób nieznających angielskiego (a są w dzisiejszych czasach tacy?) jest to, że w przypadku tej serii nie ma co liczyć na polskie napisy czy też lektora (okazuje się jednak, że w Polsce seria, a przynajmniej część odcinków pojawiła się na kanale Polsat Play pod polskim tytułem Na rauszu przez świat).

Podsumowując, seria jest ciekawa i dla piwnych freak'ów i dla osób, które lubią lekką rozrywkę ze sporą nutą alkoholowych ciekawostek (sam dowiedziałem się o wielu rodzajach narodowych alkoholi o których nie miałem pojęcia, bo nie są zbytnio popularne w naszym regionie świata). Ja ze swojej strony zdecydowanie polecam.

PS. Aktualnie Zane Lamprey odpowiedzialny jest za trwającą serię Drinking Made Easy (w tym momencie nadawany jest sezon 3), która to w założeniach bardzo przypomina Three Sheets, obejmuje jednak wyłącznie tereny USA (odwiedza wiele browarów rzemieślniczych, pokazując wiele wariacji na temat stylów piwnych, których nigdy nie widziano w Polsce), a poziom humoru jest już tak wysoki, że może niemal konkurować z Jackass i innymi tego typu inicjatywami (ale dalej pozostaje na poziomie).

























Konstancin, Jasny Pełny

0 komentarze



Alkohol: 5,3%
Ekstrakt: 12,1%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [7/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [6/10]

Cena: 3,79 zł / 0,5 l [Piotr i Paweł]

Uwagi: Po przelaniu do szklanki otrzymujemy lekko mętny, złoty trunek, który jednak pomimo mętności prezentuje się całkiem nieźle. Piana jest niezbyt duża i dosyć szybko opada do ledwie widocznego kożuszka, nie oblepia również ścianek. Wysycenie na średnim poziomie intensywności.

W zapachu dominują nuty słodowe, pojawia się również delikatna woń siarki. Całość jest również lekko waniliowa i maślana (ale w bardzo małej dawce). Piwo pachnie poprawnie, brakuje mi tutaj tylko jakichkolwiek nut chmielowych.

W zapachu mamy nuty słodowe, średnią treściwość, delikatną goryczkę (jednak bez aromatów chmielowych). Do tego dochodzą aromaty biszkoptowe, waniliowe i lekkie posmaki żelaziste (są to jednak niezbyt intensywne nuty i w żadnym wypadku nie przeszkadzają). Piwo jest nieźle zbilansowane, chociaż sam preferowałbym zdecydowanie wyższą goryczkę i chociaż trochę nut chmielowych.

Podsumowując, jest to całkiem udany i smaczne polski lager, ale na pewno nie najlepszy na polskim rynku (nie mówiąc już o naszych zachodnich i południowych sąsiadach).

Ocena końcowa: 6,5/10

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Emelisse, Black IPA

0 komentarze



Alkohol: 8%
Ekstrakt: 17,2%

Kraj pochodzenia: Holandia

Kolor: [7/10]
Piana: [9/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: 15 zł / 0,33 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Piwo w stylu Black IPA (tudzież IBA lub CDA), uwarzone przez holenderski browar Emelisse, będący jednym z pierwszych browarów z tego kraju, które zachłysnęły się amerykańską rewolucją piwną. Po przelaniu do pokala otrzymujemy trunek w kolorze ciemnego brązu, bardzo mętny z dużą ilością drożdży (na fotce tego nie widać, ale w realu trochę mniejsze wrażenie to robi). Piana koloru beżowego jest średniej wielkości i opada bardzo leniwie, utrzymując się na powierzchni do samego końca, oblepiając przy okazji dosyć pokaźnie ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na niezbyt wysokim poziomie intensywności.

W zapachu dominują nuty czekoladowe i karmelowe, w mniejszym stopniu waniliowe i lekko winne. Ja się pytam, gdzie w tym piwie są aromaty chmielowe?! Piwo nie pachnie źle, ale nie jest to IPA, a raczej zwyczajny, mocniejszy stout. Po ogrzaniu pojawia się lekka woń alkoholu.

W smaku jest znów podobnie, zdecydowanie stoutowo. Mamy tutaj nuty palone, niedużą w kierunku średniej goryczkę. Główne aromaty, które się pojawiają to czekolada, kawa i karmel. Całość jest delikatnie słodka, jednak cierpkość goryczki nieźle tą słodycz bilansuje. Jedynym elementem świadczącym o tym, że użyto tutaj amerykańskich chmieli jest ledwie wyczuwalny aromat sosnowo-trawiasty. Brak tutaj cytrusów czy innych nut, które zdecydowanie bardziej pasują do tego stylu.

Podsumowując, piwo jest smaczne, ale nie jest to Black IPA. Wg mojej opinii jest to stout z tylko delikatnie nakreślonym aromatem chmielowym. Piwo warte spróbowania, ale raczej nie dla osób, które chciałyby otrzymać coś w rodzaju Black Hope z AleBrowaru.

Ocena końcowa: 7,5/10

niedziela, 6 stycznia 2013

Pinta, Koniec Świata

3 komentarze


Alkohol: 7,9%
Ekstrakt: 19,1%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [4/10]
Piana: [4/10]
Zapach: [3/10]
Smak: [5/10]
Nasycenie: [3/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: 7,99 zł / 0,5 l [Piwa Świata]

Uwagi: Bardzo specyficzne "piwo" (są osoby, które nie traktują tego trunku w kategorii piwa) w fińskim stylu sahti uwarzone przez browar Pinta. Sahti to nie było chmielone, do fermentacji użyto drożdży piekarniczych, co na starcie pokazuje, że mamy do czynienia z produktem nietuzinkowym.

Po przelaniu do szklanki otrzymujemy pomarańczowo-słomkowy, zdecydowanie mętny i po prostu brzydko wyglądający trunek. Piana jest mała i szybko znika całkowicie, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu (ewentualnie delikatne resztki na ściankach). Wysycenie dwutlenkiem węgla jest na bardzo niskim poziomie intensywności (ale i tak sporo wyższe niż w degustowanej przeze mnie po raz pierwszy wersji beczkowej nalewanej z wiadra).

W zapachu dominują nuty bananowe, w mniejszym stopniu goździkowe i czerwonych porzeczek. Całość jest zdecydowanie słodka i posiada bliżej niezidentyfikowane aromaty, które są zdecydowanie mało przyjemne i odrzucają od próby wzięcia pierwszego łyka. Od początku do końca w nos uderza również całkiem spora woń alkoholowa, która jeszcze bardziej pogłębia kiepski obraz tego piwa.

W smaku pierwsze co uderza to zdecydowanie przesadzona słodycz. Do tego dochodzą nuty gumy balonowej, bananów i goździków (trochę przypominające weizena, ale tylko trochę). Jest wyczuwalny aromat jałowca, lekko pieprzny i jakiś dziwny posmak, którego nie potrafiłem określić. Również tutaj pojawia się słabo ukryta woń alkoholu. Trzeba jednak oddać, że o ile zapach piwa odrzuca, tak smakowo jest przeciętnie, ale jednak jako tako pijalnie.

Podsumowując, jest to zdecydowanie nieudany eksperyment Pinty. Jeśli sahti ma tak smakować, to zdecydowanie mogę podziękować za ten gatunek i postawić go zaraz obok eurolagerów na ekstrakcie kukurydzianym.

Ocena końcowa: 4,5/10

sobota, 5 stycznia 2013

Pinta, Stare Ale Jare

0 komentarze


Alkohol: 5%
Ekstrakt: 14%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [8/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: 6,40 zł / 0,5 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Treściwsza i mocniejsza wersja niemieckiego altbiera (sticke alt). Po przelaniu do szklanki pokazuje nam się świetnie wyglądający, w pełni klarowny i głęboko miedziano-bursztynowy trunek. Piana jest niewielka i szybko opada do ledwie widocznego kożucha. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności.

W zapachu dominują nuty słodowe, do tego dochodzą delikatne aromaty chmielowe i lekkie wynikające z zastosowania ciemniejszych słodów z karmelem, czekoladą i toffi na czele. Całość może nie powala, ale jest bardzo poprawna i nie ma za bardzo do czego się przyczepić.

W smaku mamy całkiem sporą (jak na ten gatunek) goryczkę, która nieźle współgra ze sporą treściwością i bazą słodową. Mamy tutaj nuty toffi, delikatnie karmelowe, przypieczonej skórki chleba, a także lekko śliwkowe (suszona śliwka) i estrowe. Całość jest nad wyraz aksamitna i niezwykle pijalna.

Podsumowując, jest to bardzo udane piwo z Pinty. Nie jest może gatunek, który mógłby rozpalać emocje jak AIPA czy RIS, ale i tak wyszło świetnie. Piwo na pewno warte spróbowania, polecam.

Ocena końcowa: 8-/10