Lista ocenionych piw

piątek, 26 kwietnia 2013

Flying Dog, Barrel-Aged Gonzo Imperial Porter



Alkohol: 9,5%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Stany Zjednoczone

Kolor: [10/10]
Piana: [4/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [4/10]
Opakowanie: [10/10]

Cena: 19,95 zł / 0,355 l [Piwa Świata]

Uwagi: Piwo, które z jednej strony jest mocno chmielone amerykańskimi odmianami chmielu (przez co zaleca się je pić dosyć szybko), a z drugiej ma sporą zawartość alkoholu i jest ciemne (przez co powinno trochę poleżakować i nabrać "ogłady"). Wersję nieleżakowaną w drewnianych beczkach wypiłem jako świeżo zakupiony napitek pół roku temu i był genialny, po tej droższej wersji spodziewałem się jeszcze więcej. Zawiodłem się jednak trochę... Ale do rzeczy.

Po przelaniu do pokala otrzymujemy czarny, nawet pod ostrym światłem trunek. Piana koloru kawy z mlekiem jest mała i szybko znika tak, że po chwili zostaje ledwie widoczna obręcz i nic więcej. Ale również tamten Gonzo miał z tym problemy. Wysycenie dwutlenkiem węgla na niskim poziomie intensywności.

Po pierwszym powąchaniu piwa konsternacja - gdzie się podział ten genialny chmielowy aromat, który od pół roku nadal tkwi w mojej głowie?! Mamy tutaj nuty porto, sherry, suszonych śliwek i wiśni w likierze (czyli typowe oznaki utlenienia). Do tego pojawia się średnio mi pasująca słodycz, mocno wyczuwalna woń alkoholu i tylko lekko nakreślone nuty czekoladowe. Pytam jednak po raz wtóry - gdzie jest chmiel?!

W smaku pierwsze co uderza to spora słodycz, która kontrowana jest tylko lekką palonością i niezbyt intensywną goryczką. Po raz wtóry dominują aromaty typowe dla utlenienia (porto, sherry, suszone śliwki, wiśnie, rodzynki). Całość nabiera też trochę nut podobnych do czerwonych win typu Bordeaux. Czekolada jest zdecydowanie w odwrocie, a o aromatach chmielowych można całkiem zapomnieć. Pojawia się również ogrzewający i średnio ukryty alkohol, który jednak nie przeszkadza tak mocno jak w zapachu. Piwo jest moim zdaniem średnio zbalansowane, nawet w kierunku przesadnej słodyczy (a co najmniej rzuca się brak konkretnej goryczki, która mogłaby kontrować tą słodycz).

Podsumowując, nie chce mi się wierzyć, że to piwo od początku mogłoby się tak diametralnie różnić od tej wersji, którą piłem w listopadzie. W takim wypadku muszę z całą stanowczością stwierdzić, że leżakowanie nie służy temu porterowi. Nie jest to oczywiście piwo złe, ale na tle genialnych doświadczeń z wersją świeżą nie prezentuje się również jakoś mocno oszałamiająca. Piwo po przeleżakowaniu zdecydowanie bardziej przypadnie do gustu fanom porterów bałtyckich, aniżeli hop headom lubującym się w ekstremalnej goryczce i tonie aromatów chmielowych wprost z USA.

Ocena końcowa: 7/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz