Alkohol: 6,3%
Ekstrakt: nie podano
Kraj pochodzenia: Czechy
Kolor: [8/10]
Piana: [8/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [6/10]
Cena: 24,99 zł / 0,75 l [Piwa Świata]
Uwagi: Drugi obok Kocoura czeski browar, który zapoczątkował rewolucję piwną u naszych południowych sąsiadów. Pomimo tego, że we Wrocławiu czy Krakowie Matuska już od dłuższego czasu była stosunkowo łatwo dostępna, tak w Poznaniu i innych miastach centralnej i północnej Polski nie było już tak różowo. Dlatego dopiero teraz po raz pierwszy udało mi się spróbować piwa z tego legendarnego już w niektórych kręgach browaru. Nie byłbym sobą, gdybym oczywiście nie zaczął od ichniejszego AIPA.
Na lekki minus zasługuje opakowanie, etykieta jest mało czytelna, butelka spora (jednak 0,75 litra nie do końca mnie przekonuje w większości stylów piwnych) i na dodatek zielona.
Wracając jednak do samej recenzji, po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemnozłoty (wpadający w jasny bursztyn), opalizujący trunek. Piana jest spora, opada dosyć leniwie, jest ładnie zbita, trwała i mocno oblepia ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na poziomie trochę poniżej średniej i jak najbardziej tutaj pasuje.
W zapachu dominują nuty słodkie, landrynkowe i mocno owocowe (ale nie są to cytrusy, kojarzy mi to się raczej z czerwonymi, soczystymi owocami). Gdzieś tam w oddali pałęta się również bardzo lekko wyczuwalny fenol w takim trochę wędzonym stylu (na szczęście intensywność jest na tyle mała, że nie przeszkadza). Natomiast już lekko wyczuwalna woń alkoholowa zdecydowanie nie przystoi w AIPA mającemu niewiele ponad 6% alkoholu. Intensywność aromatów jest na średnim poziomie i w tym aspekcie wąchałem już zdecydowanie przyjemniejsze piwa tego typu.
W smaku mamy średniej wielkości goryczkę, sporo aromatów chmielowych z nutami tytoniowymi, żywicznymi, sosnowymi, trawiastymi i landrynkowymi na czele. Do tego dochodzą lekkie nuty przypieczonej skórki od chleba, które przywodzą na myśl trochę nowofalowe ESB. Gdy piwo się ogrzało pojawiłoy się dodatkowo aromaty korzenne, imbirowe i gumy balonowej, jednak niezbyt intensywne i nie zagłuszające całości. Na koniec należy jednak podkreślić to czym piwo najbardziej plusuje, tzn. mega gigantyczną pijalnością. Przez to Raptor IPA mimo dużej butelki znikał z pokala w ekspresowym tempie.
Podsumowując, piwo nie jest może najbardziej typowym przedstawicielem stylu American IPA, nie jest może najbardziej goryczkowym piwem jakie piłem, nie jest również najlepiej ułożonym ejlem, ani nawet piwem bez wad sensorycznych, ale jednak te jego "drinkability" miażdży i podnosi ocenę pokaźnie. Zdecydowanie polecam.
Na lekki minus zasługuje opakowanie, etykieta jest mało czytelna, butelka spora (jednak 0,75 litra nie do końca mnie przekonuje w większości stylów piwnych) i na dodatek zielona.
Wracając jednak do samej recenzji, po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemnozłoty (wpadający w jasny bursztyn), opalizujący trunek. Piana jest spora, opada dosyć leniwie, jest ładnie zbita, trwała i mocno oblepia ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na poziomie trochę poniżej średniej i jak najbardziej tutaj pasuje.
W zapachu dominują nuty słodkie, landrynkowe i mocno owocowe (ale nie są to cytrusy, kojarzy mi to się raczej z czerwonymi, soczystymi owocami). Gdzieś tam w oddali pałęta się również bardzo lekko wyczuwalny fenol w takim trochę wędzonym stylu (na szczęście intensywność jest na tyle mała, że nie przeszkadza). Natomiast już lekko wyczuwalna woń alkoholowa zdecydowanie nie przystoi w AIPA mającemu niewiele ponad 6% alkoholu. Intensywność aromatów jest na średnim poziomie i w tym aspekcie wąchałem już zdecydowanie przyjemniejsze piwa tego typu.
W smaku mamy średniej wielkości goryczkę, sporo aromatów chmielowych z nutami tytoniowymi, żywicznymi, sosnowymi, trawiastymi i landrynkowymi na czele. Do tego dochodzą lekkie nuty przypieczonej skórki od chleba, które przywodzą na myśl trochę nowofalowe ESB. Gdy piwo się ogrzało pojawiłoy się dodatkowo aromaty korzenne, imbirowe i gumy balonowej, jednak niezbyt intensywne i nie zagłuszające całości. Na koniec należy jednak podkreślić to czym piwo najbardziej plusuje, tzn. mega gigantyczną pijalnością. Przez to Raptor IPA mimo dużej butelki znikał z pokala w ekspresowym tempie.
Podsumowując, piwo nie jest może najbardziej typowym przedstawicielem stylu American IPA, nie jest może najbardziej goryczkowym piwem jakie piłem, nie jest również najlepiej ułożonym ejlem, ani nawet piwem bez wad sensorycznych, ale jednak te jego "drinkability" miażdży i podnosi ocenę pokaźnie. Zdecydowanie polecam.
Ocena końcowa: 8,5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz