Lista ocenionych piw

niedziela, 30 czerwca 2013

[Relacje] I Festiwal Piw Rzemieślniczych - Annopole

5 komentarze
Annopole to mała wieś niedaleko Środy Wielkopolskiej (30 km od Poznania), o której zapewne nikt w piwnym światku jeszcze nie tak dawno nie słyszał. Zmieniło się to dzięki zorganizowanemu w dniach 29-30.06.2013 Festiwalowi Piw Rzemieślniczych. Organizatorem całej imprezy był importer zagranicznych piw rzemieślniczych z rejonu Beneluksu (browaryrzemieslnicze.pl), którego najbardziej znanym browarem, którego piwa dystrybuuje jest holenderski De Molen.

Miejsce, w którym nalewano piwa
i można było porozmawiać z twórcami
Ponieważ z Poznania do tej wsi można się dostać samochodem w 25 minut, a także z uwagi na fakt, że udało mi się zagospodarować pół dnia postanowiłem się pojawić na tej imprezie przynajmniej na kilka godzin (finalnie spędziłem tam około 4 godzin, między 13 a 17 w sobotę), spróbować kilku piw i zobaczyć jak ten pierwszy raz się udał. Od razu trzeba powiedzieć, że nie nastawiałem się na drugie Birofilia czy FDP, bo sama ilość lanych piw i umiejscowienie imprezy zwiastowały od początku raczej sporą kameralność. Na plus na pewno można uznać jedno z założeń festiwalu, tj. aby każde piwo nalewane było osobiści przez właściciela, piwowara czy innego pracownika związanego z browarem.

Było bardzo kameralnie
Przybyłem na festiwal kilka minut po 13 w sobotę i byłem nawet bardziej zaskoczony niż się spodziewałem (ilością osób). Była dosłownie garstka ludzi, z czego połowa wyglądała na lokalnych mieszkańców, na polu namiotowym przystosowanym dla uczestników rozbitych było dosłownie 3 namioty. Czym prędzej udałem się do budynku w którym można było zakupić szkło festiwalowe (plus za to, na dodatek szkło było całkiem praktyczne - był to pokal o pojemności ok 350-400 ml z zaznaczonymi jednak podziałką wartościami 0,2 litra i 0,3 litra). Szybko również zaopatrzyłem się w żetony, którymi można było kupować piwa (1 żeton wart był 2 złote, a ceny piw lanych były dla wszystkich piw takie same i wynosiły odpowiednio 4, 6, 8 zł za polskie wyroby odpowiednio o pojemnościach 0,2 - 0,3 - 0,5l oraz 6, 10, 16 zł dla zagranicznych trunków - tutaj ciekawostka bo przy zagranicznych najbardziej opłacalnym zakupem była najmniejsza pojemność 0,2 litra).

Punkt zakupu żetonów,
szkła i koszulek festiwalowych, oraz
piw w butelkach do domu.
Poza żetonami przy stoisku można było również zakupić butelkowe piwa sprowadzane przez importera, oraz trochę butelkowych polskich wyrobów z browarów, które pojawiły się na festiwalu. Co do browarów, które się pojawiły lista była niezbyt okazała i tak z Polski mieliśmy AleBrowar, Widawę i Pintę, które nalewane i obsługiwane były przez poznański pub Setka. W przypadku dwóch pierwszych pojawili się przedstawiciele w postaci odpowiednio Bartka Napieraja i Tomka Kopyra, z Pinty nie widziałem niestety nikogo. Co do browarów zagranicznych było ich pięć - La Rulles, Les 3 Fourquets, Brasserie de Bastogne, Forrest, De Molen. Nie wiem czy z każdego pojawił się ktoś z browaru, mi udało się porozmawiać trochę z przemiłym człowiekiem z La Rulles i Johnem Brusem z De Molena, którzy wywarli na mnie świetne wrażenie.

Tak mała liczba browarów może trochę rozczarowywać, jednak z drugiej strony pozwalała (o ile ktoś posiedziałby cały festiwal) na spróbowanie każdego piwa. Dla mnie numerem jeden było przetestowanie nowości z Widawy (Rhino, czyli wędzonego American Pale Ale, który "American" miał tylko w nazwie, jednak zdecydowanie był wędzony). Co do piw belgijskich z uwagi, że nie jestem ich wielkim fanem to raczej na chybił trafił brałem co mi polecono i tak udało mi się skosztować Treize Wheat i Rulles Brune z La Rulles (pszenica, która nie była ani typowym witbierem, ani weizenem całkiem przypadła mi do gustu), Troufette B.P.A. z Brasserie de Bastogne i Hamer&Sikkel z De Molena (ten ostatni okazał się świetnym, świeżym, sesyjnym porterem w stylu wyspiarskim). Szczegółowe recenzje wszystkich wypitych przeze mnie piw pojawią się wkrótce na blogu. Na odchodne zakupiłem jeszcze kilka piw zagranicznych i ESB z Widawy (które piłem na Birofiliach, ale chcę po raz drugi w domowym zaciszu usiąść do niego). Tutaj należy się minus dla jednego z organizatorów, na pytanie "Które z tych wystawionych belgów to witbiery?" otrzymałem odpowiedź w stylu "Witbierów to się w Belgii nie warzy, raczej w Niemczech, polecam za to La Trouffette Belle d'Été", który okazał się jednak witbierem ;)

Jeśli chodzi o piwne elementy festiwalu nie dotyczące stricte picia piwa to było bardzo słabo. Żadnej giełdy birofilistycznej, żadnych prezentacji, wykładów, itd. (ponoć w niedzielę miał być pokaz warzenia piwa i wykład Kopyra  piwnych mitach, ale sobota wyglądała kiepsko pod tym względem).

Podsumowując, było bardzo kameralnie, co z jednej strony było plusem (brak problemów ze znalezieniem miejsca do siedzenia, czas na degustację i zrobienie notatek, można było porozmawiać z piwowarami), z drugiej jednak brakowało tutaj trochę życia. Wydaje mi się, że o ile wiele można poprawić to jednak największym problemem tego festiwalu pozostanie umiejscowienie (Annopole znajduje się - nie urażając nikogo - na totalnym wygwizdowie).

PS. Szukając łazienki znalazłem pomieszczenie z sprzętem do produkcji piwa (piwowarstwo domowe, ale raczej w większej ilości - na oko ok. 100 litrów na warkę), może to jakiś zaczątek chłopaków przed mającym powstać w tym miejscu browarze rzemieślniczym.


Zaczątki prób do browaru rzemieślniczego?

piątek, 28 czerwca 2013

Pinta & AleBrowar, B-Day Lądowanie w Bawarii

0 komentarze


Alkohol: 5%
Ekstrakt: 13,1%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [9/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: 7,50 zł / 0,5 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Piwo uwarzone w kooperacji dwóch browarów kontraktowych, które rozpoczęły piwną rewolucję w Polsce. Pinta odpowiadała za słody, AleBrowar za chmielenie - całość została uwarzona i rozlana w Browarze na Jurze (czyli miejscu, gdzie na co dzień swoje piwa warzy Pinta). Jest to piwo w stylu Weizen IPA, czyli niemiecka pszenica chmielona amerykańskimi chmielami.

Po przelaniu do szklanki otrzymujemy miedziano-bursztynowy, w pełni klarowny i pięknie się prezentujący trunek. Nie wygląda jak typowy hefeweizen, ani nawet jak kristallweizen (przypomina raczej filtrowanego dunkela). Jednak sama prezencja jest wręcz wybitna. Piana jest średniej wielkości, jednak dosyć szybko opada do ledwie kożuchu i nie przypomina tego co znamy z piw pszenicznych. Na plus to, że lekko krążkuje na ściankach. Wysycenie dwutlenkiem węgla na poziomie trochę poniżej średniej, co również jest rzadko spotykane w weizenach (które są dosyć mocno nasycone) - jednak w tym wypadku nie przeszkadzało to w żadnym wypadku.

W zapachu pierwsze co dociera do nosa to zdecydowanie aromaty z amerykańskich chmieli, z cytrusami, sosną i żywicą na czele. Pojawia się również delikatna słodycz kierująca w stronę lekkiej nuty landrynkowej. Dopiero w oddali w zdecydowanie mniejszym stężeniu docieramy do nut fenolowych (goździki) i lekkiej wanilii. Całość jest całkiem niezła, średnio intensywna, jednak zdecydowanie bardziej w stylu IPA niż weizen.

Smakowo również dominują chmiele, goryczka jest średniej intensywności i zdecydowanie nie przypomina tej z piw pszenicznych. Mamy tutaj nuty żywiczne i sosnowe, brakuje mi trochę cytrusów, które w aromacie były nieźle wyczuwalne. Goździki i guma balonowa są na bardzo delikatnym (niemal niewyczuwalnym) poziomie, a cała kompozycja jest średnio intensywna, jak i średnio pełna.

Podsumowując, jest to smaczne piwo, które zdecydowanie bardziej zasmakuje fanom piw w stylu AIPA, aniżeli pijącym tradycyjne niemieckie pszenice. Całość jest również trochę za grzeczna, aby mogła wskoczyć na najwyższą półkę. Ciągle jest to jednak piwo warte spróbowania (a z każdym dniem może być to coraz trudniejsze, bo nie sądzę, aby warka tego piwa została kiedykolwiek powtórzona).

Ocena końcowa: 8/10

środa, 26 czerwca 2013

Jan Olbracht, Śmietanka Toruńska

0 komentarze


Alkohol: 5%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [6/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [6/10]
Nasycenie: [7/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: ~8 zł / 0,5 l [Piwa Świata]

Uwagi: Hefe-weizen z toruńskiego browaru restauracyjnego Jan Olbracht. Po przelaniu do szklanki otrzymujemy słomkowy, mętny trunek. Piana średniej wielkości, szybko opada i nie wygląda zbytnio okazale (jak na pszenicę). Wysycenie dwutlenkiem węgla na poziomie trochę powyżej średniego i całkiem nieźle pasuje do piwa.

W zapachu dominują głównie goździki, dodatkowo pojawiają się bardzo delikatnie aromaty bananowe. Całość jest typowo weizenowa, ale jednak mało intensywna i co najwyżej przeciętna. W smaku mamy znów goździki, a w oddali banany i wanilię. Piwo jest dosyć wodniste, lekko kwaskowate, nie ma tutaj większych błędów, ale brakuje jakiegokolwiek pazura.

Podsumowując, piwo jest poprawne, ale do najlepszych sporo mu brakuje. Przy takiej cenie produkt zdecydowanie nie wart zakupu.

Ocena końcowa: 6/10

niedziela, 23 czerwca 2013

AleBrowar, King of Hop

0 komentarze


Alkohol: 5%
Ekstrakt: 12%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [7/10]
Piana: [7/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [7/10]

Cena: ~7,50 zł / 0,5 l [Piwa Świata]

Uwagi: Piwo w stylu American Pale Ale, czyli słabsza ekstraktem i poziomem goryczki wersja AIPA w wykonaniu AleBrowaru. Po przelaniu do szklanki otrzymujemy złoty (nawet jasno złoty), lekko mętny (najpewniej od chmielenia na zimno) trunek, który bardzo przypomina swojego mocniejszego brata. Piana jest średnia, opada dosyć leniwie i lekko oblepia ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na poziomie intensywności trochę poniżej średniej, jak dla mnie mogłoby być trochę wyższe (nadawałoby to większej rześkości).

W zapachu mamy nuty chmielowe, ale jednak brak tutaj moich ulubionych cytrusów. Pojawiają się za to aromaty korzenne, ziołowe, trawiaste i lekko pieprzne. Wyczuwalna jest również delikatna nuta słodowa. Całość mimo, że jest przeciętnie intensywna (na tle mocno chmielonych ejlów) to jednak jest dosyć rześka i przyjemna. Największą chyba wadą w tym aspekcie jest fakt, że Rowing Jack pachnie lepiej.

Smakowo mamy średniej intensywności goryczkę, która takim hop-head'om jak ja jest niemalże obojętna dla kubków smakowych. Piwo jest zdecydowanie wytrawne, wręcz lekko wodniste. Tutaj również próżno szukać cytrusów, w zamian mamy nuty trawiaste, ziołowe, korzenne i sosnowe. Całość jest idealnie pijalna, ale trochę jednak za grzeczna w porównaniu do tego do czego nas przyzwyczaił AleBrowar.

Podsumowując, piwo jest bardzo smaczne i zdecydowanie warte polecenia osobom zaczynającym zabawę z mocno chmielonymi trunkami (pijalność jest naprawdę wysoka). Ja jednak od tego browaru wymagam czegoś więcej. Gdyby tu było sporo chmielu Citra na aromat, sporo goryczkowego, żeby podbić IBU o co najmniej 50 jednostek to byłbym w siódmym niebie, a tak jednak pozostaje odrobina zawodu. Jednak piwo jak najbardziej warte spróbowania dla większości populacji.

Ocena końcowa: 8/10

sobota, 22 czerwca 2013

[Relacje] Festiwal Birofilia 2013 | Piwny Kraków

1 komentarze
Jeszcze zanim przejdę do relacji z samego festiwalu to chciałbym kilka zdań wspomnieć o moim pobycie w Krakowie z punktu widzenia piwnego entuzjasty. Ponieważ te elementy musiałem wpleść w typowe turystyczne zwiedzanie starej stolicy Polski to odwiedziłem jedynie 2 najbardziej znane multitapy, mimo, że w mieście działają 2 browary restauracyjne. Owe browary (założony w 1996 roku C.K. Browar i dosyć świeży Stara Zajezdnia) jednak wobec wszelkich opinii ludzi mi znanych i nieznanych (internet) nie trzymają żadnego rozsądnego poziomu swoim piwnym kunsztem i bez słowa goryczy postanowiłem je po prostu odpuścić. 

Omerta, Atak Chmielu z pompy
Dlatego swoją przygodę z piwnym Krakowem rozpocząłem w czwartek od pubu Omerta, który jest najprawdopodobniej największym jeśli chodzi o liczbę kranów piwnym przybytkiem w Polsce (26 nalewaków, rozdzielonych po równo na 13 krajowych i 13 zagranicznych, w tym znajdują się 4 pompy umożliwiające na serwowanie piwa w stylu wyspiarskich ale). Atak Chmielu z pompy smakował zdecydowanie lepiej od wersji butelkowej, którą można się raczyć w domu. Naprawdę jest siła w piciu piw typu AIPA nalewanych w ten sposób. Dodatkowo spróbowałem amerykańskiej pszenicy z nowego piwnego projektu Pracownia Piwa, który okazał się całkiem przyjemnym i rześkim trunkiem. Na koniec poszedł bitter z Pracowni Piwa (swoją drogą łapię się na tym, że tak samo jak w przypadku piw z browaru SzałPiw piwa obu browarów rozpoznaję po stylach, a nie nazwach własnych - są to ewidentne wtopy marketingowe, że ich typowy konsument ma problemy z zapamiętaniem nazw ich piw). Bitter okazał się przyjemny, ale jednak dosyć zwyczajny (może nie na rynku polskim, ale w UK takich piw jest na pęczki). Co do samej Omerty to zdecydowanie plus za liczbę piw, ale jednak nie było do końca tak różowo. Pub jest zdecydowanie niezbyt duży i mimo czwartku (czyli poza weekendowego dnia) był cały zapchany, oraz było na tyle głośno, że trudno było rozmawiać, raczej przypominało to przekrzykiwanie się (ponieważ moim standardem jest rozległa powierzchniowo poznańska Setka to trochę byłem rozczarowany ilością miejsca). Jednak zdecydowanie większym negatywem była obsługa, która po pierwsze była niedouczona odnośnie sprzedawanego piwa, a dwa w mało apetyczny i sanitarny sposób ścinała pianę z piw, w których ewidentnie był problem z ustawieniem odpowiedniego ciśnienia przy nalewakach.

Strefa Piwa, Artezan AIPA
Po Omercie udałem się do kolejnego znanego i cenionego pubu w Krakowie, który znajduje się dosłownie 3 minuty piechotą od Omerty - do Strefy Piwa. Na pierwszy ogień poszła IPA z browaru Artezan, ale tym razem w nowej odsłonie, tj. chmielonej amerykańskimi chmielami. Piwo może nie zmiażdżyło mnie (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) tak bardzo jak pierwszy kontakt z Rowing Jackiem, ale i tak było wybornie i zdecydowanie lepiej niż w starej, klasycznej wyspiarskiej odsłonie. Ostatnim piwem, który zakończył moją krótką wycieczkę po krakowskich pubach był Stout z browaru AleBrowar z ich nowej serii Ortodox, który bardzo przypadł mi do gustu, bo był intensywnie palony, wytrawny i kawowy (czyli było to wszystko co lubię w tym stylu). W Strefie Piwa jak do niej zawędrowałem było sporo wolnego miejsca, klimat wydawał mi się bardziej swojski (przypominał pod tym względem ukochaną poznańską Setkę) i pomimo mniejszej ilości kranów jakoś bardziej do mnie przemawiał aniżeli lekko hipsterska Omerta. Nie można jednak odmówić obu pubom, że trzymają naprawdę wysoki, piwny poziom i mogą być chlubą nie tylko dla Krakowa, ale również dla całego kraju.

Wracając jednak do meritum, czyli przyczyny dla której wybrałem się niemal na drugi koniec Polski, tj. do Żywca. Festiwal Birofilia to obok Festiwalu Dobrego Piwa we Wrocławiu największa tego typu impreza w Polsce. O ile w stolicy Dolnego Śląska na imprezie może wystawić się dosłownie każdy tak w Żywcu całą organizacją zajmuje się Piwiarnia Żywiecka, niemały wpływ ma również Grupa Żywiec, przez co nie każdy browar mógł się wystawić na tej imprezie. 

Od razu chcę napomnieć, że niestety zdjęć z samej imprezy nie będzie, bo byłem skupiony na tak wielu innych rzeczach, że po prostu ostatnim o czym myślałem to pstrykanie fotek na lewo i prawo. Wynikało to z faktu, że na tej imprezie pojawiłem się pierwszy raz i całość naprawdę zrobiła na mnie wrażenie. Zatem jeśli ktoś chciałby poza poczytaniem moich wrażeń zobaczyć jak to wyglądało zapraszam na inne blogi:


Ponieważ jeszcze połowę piątku zwiedzałem Kraków (wycieczka z mniej zafascynowanymi piwnym światem osobami wymagała pójścia na kilka ustępstw), droga do Żywca, a w zasadzie do wsi Węgierska Górka (gdzie miałem nocleg) położonej niespełna 10 km od browaru, gdzie odbywała się impreza trochę trwała, to na terenie festiwalu pojawiłem się ok godziny 17:00. Swoją drogą dla osób, które chciałyby się wybrać za rok polecam szukać noclegu zdecydowanie wcześniej (kilka miesięcy, jak nie pół roku przed), ja spędziłem cały dzień na 2 tygodnie przed aby znaleźć cokolwiek. Ludzi o tej godzinie już trochę było, ale nie było to jeszcze jakieś straszne. Zakup 250 żetonów poszedł bezproblemowo (nie było kolejki), żetony były sprzedawane po 2 zł i można było kupować je wyłącznie w paczkach po 10 lub 20. Żetony były wymagane w sklepiku festiwalowym, alei piw świata, stoiskach browarów rzemieślniczych i piwowarów domowych. W innych miejscach obowiązywała gotówka (z miejsc z dostępnym piwem była to restauracja żywiecka z piwami Grupy Żywiec i jedna z bud w strefie gastronomicznej, gdzie lano m. in. piwa z Artezana, AleBrowaru i nowej inicjatywy Piwoteki).

Zakupy z Festiwalu Birofilia
Na początku słysząc historię o szybko znikających rarytasach udałem się do sklepiku festiwalowego, gdzie zamierzałem zakupić wcześniej skrupulatnie wybrane jeszcze w domu piwa. Moja taktyka była taka, że nie interesują mnie cienkie jasne lagery z egzotycznych państw, nie interesuje mnie nic co mogę dostać w jednym ze sklepów specjalistycznych w Poznaniu (czyli m. in. wszystkie BrewDogi, sporo amerykańców czy włochów, które już wcześniej zostały sprowadzone na rodzimy rynek) i raczej nie rzucałem się na piwa europejskie (bo te są proste do sprowadzenia, nawet jeśli dotyczy to włoskich mikrusów). Skupiłem się  zatem wyłącznie na amerykańskich piwach, których w Poznaniu nie było w owym okresie i jednym meksykańskim piwem górnej fermentacji (bo byłem ciekaw, mimo przeciętnych ocen na ratebeer). Sporo w tym ułatwiała mini książeczka z listą i numerami wszystkich piw. Mimo, że był to początek festiwalu to już wtedy nie udało mi się dostać dwóch piw (z czego jedno zakupiłem w sobotę z rana, najprawdopodobniej były jakieś uzupełnienia). Jedynym okazem, którego żałuje był bitter z Chile (również jako górno-fermentacyjna ciekawostka z daleka). Co do cen to były one bardzo zbliżone do tych znanych ze sklepów specjalistycznych, czasami coś kosztowało więcej, czasami mniej (przynajmniej jeśli chodzi o piwa droższe, bo ewidentnie nie opłacało się kupować piw z Niemiec czy Czech, gdzie lekkie jasne lagery kosztowało co najmniej 8 złotych). Za swoje piwa płaciłem od kilkunastu złotych za małe butelki po około 38-44 złote za butelki 0,65l. Dlatego zdjęcie powyżej z moimi zakupami nie wygląda zbyt okazale, ale jednak finalnie było to niemal 250 zł za 9 butelek i puszek piwa (a jakże, zakupiłem amerykańskie piwa w stylach AIPA i witbier lane do małych puszek 0,355 litra).

Pozostałe ~125 żetonów (250 złotych) zostało przeznaczone na degustacje w alei piw świata oraz przy stoiskach browarów rzemieślniczych i u browarników domowych prezentujących swoje wyroby. Zaczynając może od końca, piwowarzy domowi naprawdę byli mili i życzliwi, zasada była taka, że próbka do festiwalowego szkła (125 ml, czyli 1/4 zwykłego dużego piwa) kosztowała 1 żeton, jednak sporo piwowarów nie wymagało takiego ekwiwalentu (żetony i tak nie trafiały do kieszeni piwowarów, ale do organizatora, zatem nie czułem zbytnio potrzeby "płacenia" za te piwa, gdyby pieniądze trafiały do rąk piwowarów to chętnie bym się z moimi paczuszkami rozstawał nawet pomimo zapewnień, że nie trzeba). Tutaj warto również wspomnieć, że warto rozmawiać, jeśli jesteś nawet początkującym piwowarem domowym, jest się użytkownikiem browar.biz czy piwo.org - warto o tym wspominać, od razu jest się inaczej traktowanym, można porozmawiać konkretniej, a nie "a Ty to sam robisz? a czemu to takie mętne?". Żetony wśród piwowarów domowych wprowadzono głównie, żeby zmniejszyć liczbę osób, które chcą się po prostu "nachlać za darmo" i żeby tego piwa starczyło na cały festiwal (a i tak w sobotę od połowy dnia dosyć szybko znikały coraz to kolejne style na listach dostępnych piw). Spróbowałem naprawdę wielu różnych próbek, od różnych piwowarów i w różnych stylach i to co zauważyłem to fakt, że były naprawdę różnice w poziomie, od piw które były po prostu kiepskie (tutaj starałem się zachować jak największą taktowność), poprzez średniaki, na piwach świetnych i wybitnych kończąc. Zdecydowanie zadowolony byłem z tego co udało mi się spróbować od zeszłorocznego zwycięzcy Andrzeja Millera, jego ciemne mocarze naprawdę były wybitne. Również piwa Marcina Stefaniaka, który zdobył pierwsze miejsce za Robust Portera, a znanego szerzej jako blogera piwnego prowadzącego blog piwolog.pl były bardzo udane.  Na plus również fakt, że pojawili się ze swoimi piwami domowej roboty również starsi zwycięzcy konkursu piw domowych w Żywcu (Jan Szała mimo założenia browaru nie zapomniał o korzeniach, udało mi się również skosztować kilku belgów od Doroty Chrapek). Dodatkowo na stoisku Browamatora (sklepu internetowego, którego właścicielem jest znany Ziemek Fałat z Pinty sprzedającego surowce i sprzęt dla piwowarów domowych) można było spróbować piw uwarzonych z oferowanych przez nich zestawów (również za 1 żeton).

Jeśli chodzi o piwa rzemieślnicze to w namiocie festiwalowym swoje piwa prezentowały browary restauracyjne i jedna Pracownia Piwa niebędąca takowym. Ponieważ większość browarów prezentowała typową formułę - jasne, ciemne, pszeniczne to nie miałem najmniejszej ochoty próbować tak oklepanych piw. Na plus wyróżniała się Widawa - spróbowałem po raz pierwszy ich znanego lagera chmielonego Simcoe - od razu z nalewaka - był naprawdę wyborny i był najlepszym wyborem do sobotniego śniadania. Spróbowałem również ich konkursowego ESB, który był smaczny, ale jednak od Angielskiego Śniadania moim zdaniem odstawał. Na plus na pewno ceny piw (próbka 125 ml za 1 żeton, co oznaczało cenę 0,5 piwa na poziomie 8 złotych), także butelkowych - a jeszcze bardziej zasługiwało to na oklaski gdy usłyszałem, że sporo innych browarów za swoje wyroby liczyło sobie 2 żetony za próbkę. Również pracownia piwa swoje próbki wyceniła na 1 żeton (tutaj również należą się pochwały). Poza wypitymi dzień wcześniej w Krakowie bitterem i amerykańską pszenicą pojawiły się tutaj 2 premiery, piwo w stylu brown ale, które było smaczne (ale tylko tyle), oraz coś co zostało okrzyknięte skrzyżowaniem witbiera i AIPA, piwo to okazało się naprawdę genialne i chyba była to dla mnie największe pozytywne zaskoczenie i w ogóle najlepsza premiera tego festiwalu.

Wracając jednak do miejsca, gdzie spędziłem najwięcej czasu i wydałem najwięcej żetonów - czyli do alei piw świata. Po pierwsze (może to norma), ale poza piwami z nalewaków można było również próbować piw butelkowych (w próbkach 125 ml) - a co za tym idzie po otwarciu takie piwa potrafiły leżeć godzinami w lodówce (przykryte tylko lekko kapslem). O ile w przypadku takiego RIS'a nie był to problem, o tyle już witbiery, itp. sporo traciły na takim fakcie. Po drugie ceny - były naprawdę wysokie, zaczynając od 2-3 żetonów za głównie polskie, czeskie czy niemieckie piwa, poprzez 4-8 żetonów za sporą większość, kończąc nawet na grubo ponad 10 żetonach (pamiętajmy, że mówimy o próbce 125 ml) za RIS'y, IIPA, eis bocki, barley wine'y, itd. Ja sam poszedłem w 2 strony, po pierwsze próbowałem wyedukować trochę osoby, które były ze mną, przez co przeleciałem niemal przez wszystkie style (głównie piwa dostępne z nalewaków, ale nie tylko), po drugie IPA, IPA, IPA, RIS, RIS, RIS - czyli to co mnie najbardziej interesowało, a nie zakupiłem do domu, spróbowałem kilku genialnych RIS'ów z Hoppin Frog (zakupiłem tylko jedną butelkę, resztą musiałem się zadowolić w porcjach 125 ml - ale przy takiej mocy było to często wystarczające). Ale co do innych piw mocno chmielonych to muszę stwierdzić, że niektóre amerykańskie, włoskie, czy wyspiarskie piwa w tym stylu wcale nie biją na głowę nasze najlepsze rodzime produkcje, a często nawet im ustępują.

Piwoteka - Miedziana Dziewica
Wspominałem wcześniej, że w strefie gastronomicznej można było się napić piw z Artezana, AleBrowaru i nowości z Piwoteki. Szczególnie interesowało mnie piwo od tych ostatnich, tj. Miedziana Dziewica (piwo w stylu ESB), które było poprawne, poziomem bardzo podobne do Widawy (mimo, że dosyć inne) - ale jednak do Angielskiego Śniadania również tutaj było sporo - Marcin Chmielarz musi trochę popracować jeszcze nad recepturą.

Poza festiwalem miałem zamiar będąc już w Żywcu zwiedzić sam browar i muzeum piwa. Po zgłoszeniu się w poniedziałek ok 11:00 do części muzealnej byłem przekonany, że zwiedzanie obejmuje pakiet muzeum + browar, jednak srogo się zawiodłem (i to na koniec zwiedzania muzeum). Samo muzeum nie zrobiło na mnie większego wrażenia (raczej ciekawostka dla niezaznajomionych w piwnym świecie, albo nawet bardziej dla dzieci), na dodatek cena 25 zł za bilet była definitywnie przesadzona (nawet biorąc pod uwagę fakt, że na koniec dostawało się szklankę z logo muzeum i jasnego Żywca, którego wypiłem może z 5 łyków i zostawiłem - nie było to żadne hipsterstwo z mojej strony, jeśli ma się do wyboru 500 różnych smakowitych piw nie będę w siebie wlewał jasnego, przegazowanego Żywca - widziałem, że podobnie do mnie postępowało jakieś 90% zwiedzających). Po zwiedzaniu dowiedziałem się, że zaproszenia na zwiedzanie browaru są darmowe i znajdują się w informacji przy samym wejściu na teren festiwalu. Jakie było moje zdziwienie gdy się okazało, że ok godz. 12:30 w sobotę nie było dostępnych żadnych zaproszeń (wszystko się rozeszło). W tym aspekcie wielki minus za brak stosownej informacji jak ma wygląda zwiedzanie, że są limity, gdzie można odebrać zaproszenia, itd.

Jednak pomimo tego zgrzytu festiwal uważam za jak najbardziej udany, pogoda dopisała, udało mi się porozmawiać z wieloma świetnymi osobami ze światka piwnego, wypiłem niezliczoną ilość próbek genialnych piw i udało mi się przywieźć trochę z tego do domu. Jak najbardziej zamierzam Festiwal Birofilia wpisać do swojego kalendarza i pojawiać się co roku. Jeśli ktoś jeszcze nigdy tam nie był, zdecydowanie polecam.

PS. Nie ma tutaj nic o wynikach konkursów, bo to sobie może każdy znaleźć na stronie festiwalu i w wielu innych miejscach (a jak wiadomo w grudniu napijemy się piwa w stylu IIPA!).

PS2. Nie ma również nic o różnych prelekcjach, które odbywały się w czasie trwania festiwalu (od podstaw dla początkujących jak piwne mity, lekcja warzenia piwa po bardziej zaawansowane jak prezentacje o chmielu i drożdżach prowadzone przez dr Andrzeja Sadownika i Marcina Chmielarza), bo nawet jeśli niektóre słuchałem jednym uchem to raczej przy okazji innych czynności.

środa, 19 czerwca 2013

Jan Olbracht, Piernikowe

1 komentarze


Alkohol: 5,6%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [5/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [5/10]
Smak: [5/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: ~8 zł / 0,5 l [Piwa Świata]

Uwagi: Po przelaniu do pokala otrzymujemy mętny, brzydko się prezentujący (z farfoclami na dnie) w kolorze brunatno-rdzawym trunek. Piana jest mała, szybko opada i lekko oblepia ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla trochę poniżej średniej.

W zapachu dominują nuty piernikowe (nazwa sprawdza się tutaj w 100%), lekko kardamonowe, trochę jak Fortuna Czarne (cola) i lekko słodkie. Jest mało piwnie i do mnie nie do końca trafia, ale pewnie znajdzie to swoich amatorów.

W smaku piwo jest zdecydowanie za słodkie jak na mój gust, mamy tutaj piernikowość, sporą ilość przypraw z kardamonem i cynamonem na czele. Pojawiają się również lekkie aromaty kakao i coli. Całość jest trochę ulepkowata i męcząca w piciu.

Podsumowując, nie jest to może złe piwo, ale totalnie nie w moim guście. Przypomina trochę piwa warzone na Święta, ale tutaj dodatkowo dochodzi przesadzona słodycz. Piwo definitywnie ma trafiać w kobiece gusta, a nie typowych piwoszy. Jak dla mnie jest to pierwszy i ostatni raz z tym piwem.

Ocena końcowa: 5/10

środa, 12 czerwca 2013

Kocour, IPA Samurai

3 komentarze


Alkohol: 5,1%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Czechy

Kolor: [5/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [9/10]

Cena: ~12,50 zł / 0,5 l [Piwa Świata]

Uwagi: Bodajże pierwsze piwo czeskie w stylu AIPA, które zwiastowało kilka lat temu początek rewolucji piwnej w Europie Środkowej (było warzone gdy w Polsce jeszcze nikt o Ataku Chmielu nie słyszał). Dosyć długo nie mogłem trafić na ten okaz, ale w końcu się udało.

Po przelaniu do szklanki otrzymujemy ciemnozłoty, mętny z niezbyt ładną zawiesiną trunek. Piana jest średniej wielkości, opada jednak dosyć szybko i prezentuje się niezbyt okazale. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności.

Po pierwszym kontakcie zaskakuje zdecydowanie mało intensywny aromat (po AIPA'ch spodziewam się zdecydowanie więcej). Mamy tutaj nuty korzenne, ziołowe, ziemiste i lekko sosnowe. Zdecydowanie brakuje mi tutaj świeżości i rześkości.

W smaku mamy średniej intensywności i dosyć krótko finiszującą goryczkę, która jednak sprawia wrażenie lekko tępej. Treściwość jest na przeciętnym poziomie, a dominują tutaj aromaty ziemiste, korzenne, ziołowe i lekko perfumowane. Całość jest mało rześka, trochę przyciężka i bliżej jej do niektórych Amber Ale warzonych z użyciem angielskich lub australijskich/nowozelandzkich odmian chmielu.

Podsumowując, liczyłem na zdecydowanie więcej. Piwo jest jak najbardziej poprawne, smaczne, ale od tego stylu wymagam dużo większych uniesień. Na tle najlepszych polskich wyrobów nie ma nawet startu.

Ocena końcowa: 7,5/10

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Komes, Potrójny Złoty

2 komentarze


Alkohol: 9%
Ekstrakt: 19%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [8/10]
Piana: [7/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [5/10]
Nasycenie: [7/10]
Opakowanie: [5/10]

Cena: 5,80 zł / 0,5 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Po przelaniu do pokala otrzymujemy złoty, opalizujący trunek. Piana jest średniej wielkości, opada dosyć wolno i lekko oblepia ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na całkiem sporym i niezbyt pasującym do tego stylu i mocy piwa poziomie.

W zapachu dominują nuty winne, dosyć kwaskowate z lekką słodyczą. Całość przypomina tanie wina musujące z dodatkiem nut fenolowych (goździki). Całości dopełnia woń alkoholu, która z początku jest niezbyt duża, ale po jakimś czasie staje coraz intensywniejsza i coraz bardziej przeszkadza w degustacji.

Smakowo piwo jest dosyć intensywne i ostre w swojej naturze. Całość jest definitywnie kwaśna (ale nie zepsuta), ściągająca (w taki typowy dla wytrawnych win garbnikowy sposób) i tylko lekko przełamana słodyczą. Mamy tutaj nuty owocowe z mandarynką na czele, lekkie goździki i wyczuwalną metaliczność. Z początku piwo pije się całkiem przyjemnie bo alkohol jest nieźle ukryty i o jego obecności świadczy głównie grzanie po każdym przełyku. Ale gdy piwo nabrało temperatury alkohol stał zdecydowanie intensywniejszy, pojawiły się nuty rozpuszczalnikowe i zrobiło się po prostu męcząco i niesmacznie.

Podsumowując, zamysł może i był niezły, ale wykonanie już niekoniecznie. Jeśli już ktoś ma u siebie ten wytwór z Miłosławia polecam jednak wypić go w lodówkowej temperaturze, bo w pokojowej jest zdecydowanie męczący.

Ocena końcowa: 5,5/10

niedziela, 9 czerwca 2013

Alaskan, Smoked Porter

0 komentarze


Alkohol: 6,5%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Stany Zjednoczone

Kolor: [9/10]
Piana: [9/10]
Zapach: [9/10]
Smak: [9/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [7/10]

Cena: 44 zł / 0,65 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Legendarny wędzony porter górnej fermentacji z browaru Alaskan Brewing Company. Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemno-brunatny, niemal czarny trunek, który pod ostrym światłem nabiera brązowo-brunatnych odcieni. Piana koloru cappuccino jest spora, gęsta, kremowa. Na dodatek powoli opada, utrzymuje się do samego końca i ładnie oblepia ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności i pasuje tutaj idealnie.

W zapachu mamy nutę wędzoną, ale jest ona tylko jedną ze składowych. Jest delikatna, ale bardzo przyjemna. Do tego dochodzą nuty czekoladowe, kawowe i lekko palone. Całość jest świetnie zbalansowana, żaden z aromatów nie przeszkadza innemu i całość sprawia wrażenie idealnego. Sama intensywność aromatów jest na średnim poziomie i raczej nie ma co się tutaj spodziewać intensywności znanej z mocno chmielonych piw.

Smakowo na plus brak jakiejkolwiek słodyczy. Piwo jest zdecydowanie wytrawne, średnio treściwe, nawet w kierunku niskiego. Goryczka jest niezbyt wysoka, ale pasuje tutaj idealnie. Paloność z ciemnych słodów i wędzoność ze słodów wędzonych są wyczuwalne, ale raczej w sposób delikatny wplątane w całość. Mamy tutaj również nuty czekoladowe, kawowe, a także lekko kwaskowate. Na plus brak jakiejkolwiek woni alkoholu (nawet przy mocnym ogrzaniu). Piwo jest świetnie pijalne i znika dosłownie w oka mgnieniu.

Podsumowując, jest to genialny wędzony porter. Nie jest to piwne ekstremum i dla wędzonkowych freaków nie będzie to raczej przeżycie nie do opisania. Widać tutaj od razu, że piwo na rynku jest od dłuższego czasu, bo punktuje głównie idealnym balansem wszystkich składników, które powodują, że pijalność Alaskan Smoked Porter jest niebotyczna. Zdecydowanie polecam.

Ocena końcowa: 9/10

sobota, 8 czerwca 2013

Emelisse, Imperial Russian Stout

0 komentarze


Alkohol: 11%
Ekstrakt: 25,4%

Kraj pochodzenia: Holandia

Kolor: [10/10]
Piana: [2/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [9/10]
Nasycenie: [2/10]
Opakowanie: [7/10]

Cena: 16,50 zł / 0,33 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Piwo w stylu Russian Imperial Stout z krwi i kości, mające ponad 25 stopni Plato ekstraktu początkowego, które pozwoliło odfermentować do 11% alkoholu. Po przelaniu do pokala otrzymujemy czarny jak smoła trunek, który nawet pod ostrym światłem pozostaje nieprzejrzysty. Piana koloru kakao jest niemal zerowa, brzydka i po dosłownie kilkunastu sekundach znika całkowicie. Niby jest to norma przy tak mocnych piwach, ale jednak jest sporo mocnych porterów na rynku polskim, które pianą nie ustępują lekkim lagerom (Żywiec, Komes, Cornelius). Również wysycenie dwutlenkiem węgla jest na zatrważającym, niemal zerowym poziomie intensywności.

W zapachu piwo jest średnio intensywne, ale bardzo dostojne. Mamy tutaj nuty czekoladowe (gorzka czekolada), karmelowe, porto, sherry, rodzynkowe, a także suszonych śliwek i wiśni. Całość pachnie lekko likierowato i mimo lekkiego utlenienia może się to podobać. Brakuje mi tutaj trochę intensywniejszych aromatów i oczywiście porządnej chmielowości, która nawet w tak mocnych piwach jest dla mnie poszukiwanym rozwiązaniem.

Smakowo mamy średniej intensywności goryczkę, która jest jednak lekko maskowana słodyczą pochodzącą z cukrów resztkowych. Paloność jest niska, ale idealnie pasuje. Mamy tutaj nuty kawowe, czekoladowe, suszonych śliwek i wiśni. Alkohol jest świetnie ukryty i w głównej mierze daje o sobie znać grzejąc w przełyku. Piwo jest nad wyraz treściwe i pełne, tak bardzo, że aż oleiste w swojej fakturze. Całość się pije z niekłamaną przyjemnością od początku do końca. Brakuje mi tutaj oczywiście rześkości chmielowej, którą uwielbiam w piwach, ale nawet poza tym jest wybornie.

Podsumowując, mimo, że preferuję zdecydowanie bardziej chmielowe RIS'y to ten był jednym z lepszych piw tego gatunku, które dane mi było pić. Wydaje mi się, że zdecydowanie może zasmakować fanom naszych rodzimych porterów bałtyckich. Jeśli ktoś będzie miał okazję spróbować to na pewno powinien.

Ocena końcowa: 8,5/10

czwartek, 6 czerwca 2013

Sierra Nevada, Stout

2 komentarze


Alkohol: 5,8%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Stany Zjednoczone

Kolor: [9/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [9/10]

Cena: 12,50 zł / 0,355 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Piwo w stylu dry stout z browaru Sierra Nevada, będący na wskroś ortodoksyjnym piwem tego typu. Po przelaniu do szklanki otrzymujemy czarny trunek, który pod światłem nabiera lekkich refleksów rubinowych. Piana koloru cappuccino jest średniej wielkości (w kierunku niskiej), szybko jednak opada i nie oblepia ścianek. Wysycenie dwutlenkiem węgla trochę poniżej średniej, ale tutaj pasuje idealnie.

W zapachu jest wszystko co być powinno i ani grama więcej. Mamy nuty palone, kawowe i czekoladowe. Całość świetnie ze sobą współgra, jest średnio intensywna i jedyna rzecz do której można się przyczepić to wyłącznie zbytnia grzeczność.

Smakowo jest bardzo podobne, jest aromat palony, jest dosyć wytrawnie (aby nie powiedzieć, że wodniście), jest kawa i jest czekolada. Całość jest dosyć aksamitna (co lubię w stoutach) i po raz wtóry największą bolączką tego piwa jest to, że jest poprawny do bólu bez krzty jakiejkolwiek odskoczni o wzorców.

Podsumowując, jeśli ktoś chce spróbować jak powinien smakować 100% dry stout bez udziwnień śmiało może sięgać po produkt z Sierra Nevada, bo mało jest lepszych piw tego typu. Jeśli jednak ktoś jest łakomy nowych smaków to są zdecydowanie ciekawsze i kreatywniejsze stouty na rynku. Minus również za cenę, która powoduje, że dla mnie była to raczej jednorazowa przyjemność.

Ocena końcowa: 8/10

środa, 5 czerwca 2013

De Molen, Mooi & Meedogenloos

0 komentarze


Alkohol: 10,2%
Ekstrakt: 21%

Kraj pochodzenia: Holandia

Kolor: [8/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [3/10]
Opakowanie: [2/10]

Cena: 14,50 zł / 0,33 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Kolejne mocne piwo z holenderskiego De Molena, ale tym razem jednak zaskoczyło na plus. Nie uprzedzając jednak faktów, po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemno-brunatny trunek. Piana koloru cappuccino jest średniej wielkości, opada w przeciętnym tempie i nie oblepia ścianek. Wysycenie dwutlenkiem węgla na zdecydowanie niskim (dla mnie za niskim) poziomie intensywności.

W zapachu dominują nuty typowe dla utlenienia spotykanego w mocnych porterach i RISach. Mamy tutaj aromaty porto, sherry, suszonych śliwek i rodzynek, a także lekko czekoladowe, waniliowe i delikatnie alkoholowe (ale w taki przyjemny likierowy sposób). Jest naprawdę przyjemnie nawet pomimo braku ulubionych przeze mnie aromatów chmielowych.

Smakowo piwo jest dosyć złożone, ale przez to ciężko powiedzieć co jest przewodnim motywem tego piwa. Mamy tutaj lekką kwaskowatość (na szczęście nie jest to znana z innych pitych przeze mnie piw z tego browaru kwaśność oznajmująca zepsucie), lekką paloność, lekką wędzoność i niewielki aromat czekoladowy. Całości dopełnia średniej intensywności goryczka i całkiem spora pełnia. Co ciekawe piwo z każdym kolejnym łykiem prezentuje się coraz lepiej (na początku dominuje kwaskowatość, która nawet lekko odpycha). Piwo jest smaczne, ale nie ma tutaj żadnego efektu "wow" i trochę ciężko się skupić na przewodnim smaku.

Podsumowując, na tle totalnie zepsutych i niesmacznych piw, które ostatnio z tego browaru trafiały do mojej degustacji ten jest całkiem przyjemnym strong ale w stylu belgijskim, który jednak nie jest przesadnie przyprawiony (co jest domeną Belgów) i może zasmakować również pasjonatom porterów bałtyckich i RISów.

Ocena końcowa: 7,5/10

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rycerskie

6 komentarze


Alkohol: 6,6%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [7/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [3/10]
Smak: [5/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [5/10]

Cena: ~2 zł / 0,33 l [Biedronka]

Uwagi: Piwo całkiem przypadkiem znalezione w Biedronce. Jest to typowy jasny, mocny lager z polskiego browaru średniej wielkości, który wyspecjalizował się w produkcji piw dla dyskontów (Głubczyce). Nie spodziewałem się zbyt wiele i dokładnie tyle otrzymałem. Po przelaniu do pokala otrzymujemy złoty, w pełni klarowny trunek. Piana średniej wielkości, lekko oblepia ścianki, ale dosyć szybko opada. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności.

W zapachu poza typową nutą słodowo-biszkoptową pojawia się nieprzyjemny DMS (gotowane warzywa) i jeszcze mniej przyjemny siarkowodór (zgniłe jajka). W smaku jest trochę lepiej, DMS jest tylko delikatnie wyczuwalny, całość jest całkiem treściwa, dosyć mocno słodowa z lekką (ale wyczuwalną) goryczką. Na minus lekko wyczuwalna woń alkoholowa.

Podsumowując, jest to typowy przeciętniak, którego ocenę psuje jednak mało przyjemny aromat.

Ocena końcowa: 5-/10

niedziela, 2 czerwca 2013

Książęce, Jasne Ryżowe

1 komentarze


Alkohol: 4,5%
Ekstrakt: 11%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [6/10]
Piana: [4/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [6/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [9/10]

Cena: paczka od producenta

Uwagi: Do tej pory tajemnicą poliszynela było dodawanie do koncernowych lagerów surowców niesłodowanych (kukurydzy, ryżu, syropu maltozowo-fruktozowego, itd.). Ale od czego są działy marketingowe aby spróbować sprzedać wstydliwą prawdę jako całkowitą "emejzing" nowość, która wzbogaca styl piwa. Takim sposobem powstało Książęce Jasne Ryżowe. Nie jestem jednak "na nie" w stosunku do żadnego z piw dopóki sam go nie spróbuję, zatem pora przetestować tą nowość. Na plus na pewno ilość alkoholu zawartego w tym piwie, bo do tej pory domeną koncernowych lagerów był raczej zakres 5,5-6%.

Po przelaniu do pokala otrzymujemy jasnozłoty (nawet bardziej słomkowy), w pełni klarowny trunek. Piana koloru szarego, mimo, że całkiem spora to jednak posiada brzydkie, grube i szybko pękające pęcherzyki i nie prezentuje się zbyt okazale. Na dodatek dosyć szybko opada i po chwili znika całkowicie. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności, na szczęście piwo nie jest przegazowane jak niektóre trunki koncernowe.

W zapachu dominują nuty słodowe, ale mamy również delikatny (ale wyczuwalny!) aromat chmielowy. Są tutaj nuty ziołowe, lekko pieprzne i delikatnie słodkie. Całość jest niezbyt intensywna, ale całkiem przyjemna. Smakowo jest dosyć wodniście, z małą podbudową słodową. Goryczka jest niewielka, ale chociaż pojawiają się nuty chmielowe (ziołowo-pieprzne), które odróżniają piwo od wielu innych jasnych lagerów.

Podsumowując, Książęce Jasne Ryżowe jest piwem dosyć wodnistym, z niezbyt wysoką goryczką (nie odbiega tym samym od innych lagerów Kompanii Piwowarskiej), ale na plus chociaż nieposkąpienie chmielu aromatycznego. Nie wiem jak wygląda cena tego piwa w sklepie (bo piwo otrzymałem od producenta), ale jeśli nie przekroczyłaby 2,50 zł to byłby to jeden z lepszych wyborów na letnie grillowe wypady (o ile ktoś nie jest piwowarem domowym). Jestem lekko pozytywnie zaskoczony.

Ocena końcowa: 6/10

De Molen, Heen & Weer

0 komentarze


Alkohol: 9,2%
Ekstrakt: 20%

Kraj pochodzenia: Holandia

Kolor: [6/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [3/10]
Smak: [4/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [2/10]

Cena: 13 zł / 0,33 l [Centrala Piwna]

Uwagi: Tripel z holenderskiego browaru rzemieślniczego De Molen. Po przelaniu do pokala otrzymujemy mętny, bursztynowy trunek. Piana koloru beżowego jest średniej wielkości, lekko oblepia ścianki, ale dosyć szybko zaczyna opadać i po jakimś czasie znika całkowicie. Wysycenie dwutlenkiem węgla na poziomie trochę poniżej średniej.

W zapachu od razu wiadomo, że po raz kolejny z piwem od De Molena jest coś nie tak. Uderza w nos dosyć pokaźna porcja DMS'u (gotowany kalafior) i utlenienia (mokry karton). Do tego dochodzi nieprzyjemna woń alkoholu oraz landrynka. Całość próbują ratować nuty estrowe (owoce z mango na czele) i orzechów włoskich, ale nie zmienia to w żadnym wypadku faktu, że piwo pachnie mało przyjemnie.

W smaku również jest mało przyjemnie. Piwo jest definitywnie kwaśne z lekką goryczką, która jest jednak mocno taninowa i ściągająca. Mamy tutaj DMS, mniejszą niż w aromacie nutę alkoholową, a także aromaty czerwonej porzeczki, drożdżowe i orzechów włoskich. Piwo jest dosyć treściwe, ale przez sporo wymienionych wad w żadnym wypadku nie ma się przyjemności z powolnego raczenia się tym piwem.

Podsumowując, jest to kolejna wpadka tego legendarnego na rynku europejskim browaru, który staje się dla mnie najbardziej przereklamowanym producentem niszowych piw. Zdecydowanie odradzam.

Ocena końcowa: 4-/10

sobota, 1 czerwca 2013

Brewfist, Green Petrol

0 komentarze


Alkohol: 8,2%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Włochy

Kolor: [9/10]
Piana: [8/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [4/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: 16,90 zł / 0,33 l [Piwa Świata]

Uwagi: Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemno-brunatny, niemal czarny, nieprzejrzysty trunek z dość sporą ilością drożdży na dnie (mimo, że starałem się nalewać delikatnie). Piana koloru kakao z mlekiem jest średnia, zbita i gęsta, bardzo powoli opada, mocno oblepia ścianki i się utrzymuje do samego końca. Wysycenie dwutlenkiem węgla na niskim poziomie intensywności (dla mnie mogłoby być odrobinę wyższe).

W zapachu pierwsze co się wyczuwa to kiepsko ukrytą woń alkoholu, która psuje całościowy efekt. Poza tym mamy nuty karmelowe, kawowe i palone. Pojawiają się również (ale są bardzo lekko nakreślone) aromaty chmielowe z żywicą i sosną na czele. Całość przez intensywny alkohol jest nie do końca przyjemne.

Smakowo jest zdecydowanie lepiej, ale nadal trochę mało jak na Black IPA. Goryczka jest średnia, nawet w kierunku wysokiej, z długim finiszem zostawiającym w ustach lekko dziwny słonawy posmak (już po raz któryś włoskie piwo z małego browaru pite przeze mnie jest lekko słonawe). Piwo jest mocno palone i średnio treściwe, ale przez tą potężną nutę paloną wydaje się jakby było bardziej wytrawne niż jest w rzeczywistości. Mamy tutaj również delikatną kwaskowatość z palonych słodów oraz trochę chmielowych nut (żywiczne i trawiaste). Mamy tutaj delikatną namiastkę chmielową, ale dominuje paloność i piwu zdecydowanie bliżej do stylu American Stout niż Black IPA.

Podsumowując, jest to piwo smaczne, ale jednak piłem już lepsze piwa mieniące się stylem Black IPA (czy też Cascadian Dark Ale). W tej cenie, można mieć 2 butelki pół litrowe Black Hope z AleBrowaru i przez to zakup Green Petrol jest dosyć dyskusyjny.

Ocena końcowa: 8-/10