Alkohol: 5,4%
Ekstrakt: nie podano
Kraj pochodzenia: Anglia
Kolor: [9/10]
Piana: [4/10]
Zapach: [6/10]
Smak: [5/10]
Nasycenie: [7/10]
Opakowanie: [9/10]
Cena: 6 zł / 0,33 l [Piwa Świata]
Uwagi: Po dłuższej (jak na standardy tego bloga) przerwie wracamy do recenzji. Na początek porter z UK, który zainteresował mnie głównie niską ceną (6 zł za angielskie piwo to jak darmocha) i świetną etykietą (chociaż porter w nazwie, a stout trochę poniżej może wprowadzić w lekką konsternację). Od początku nie spodziewałem się po tym piwie zbyt wiele, ale Guinness też należy do wielkiego browaru i też kosztuje w Polsce niewiele ponad 5 złotych, dlatego postanowiłem dać produktowi z Greene King szansę.
Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemno wiśniowy (nawet bardziej w kierunku brunatnego) trunek, który posiada brzydką, szarą i szybko opadającą do zera pianę (na fotce wygląda to zdecydowanie lepiej niż w realu). Wysycenie dwutlenkiem węgla zdecydowanie za wysokie jak na styl, niemalże lagerowe.
W zapachu dominują nuty czekolady mlecznej i śmietankowe (lekki diacetyl albo dodatek laktozy), a także karmelowe i toffi. Nie ma tutaj niemal nut palonych, nie ma mocnej kawy, więc ewidentnie nie jest to dry stout i rzeczywiście bliżej w tym aspekcie do porteru. Jednakże aromat mleczny przybliża piwo do sweet stoutów. Największym problemem (pomijając już nawet ten diacetyl, który mi osobiście rzadko w piwach przeszkadza) jest dosyć mizerna jakość i intensywność tych aromatów.
Smakowo pierwsze co uderza to spora słodycz, która jednak nie jest kontrowana goryczką, a na dodatek piwo wydaje się dosyć wodniste (lekkie w odczuciu w ustach), przez co słodycz nabiera charakteru bardziej chemicznego (coś jak cola light bez cukru). Poza tym mamy tutaj sporo śmietanki i mlecznej czekolady, toffi i karmel (aż mi się nie chce wierzyć, że w tak dużym browarze można by mieć taki problem z diacetylem - obstawiam raczej tą laktozę). Na minus dla mnie zero nut palonych i kawowych - nie mówię od razu o takiej ilości jak w coffee lub dry stoutach, ale i tak przynajmniej odrobina przydałaby się tutaj.
Podsumowując, piwo smakuje jak bardzo przeciętny, przesłodzony miks sweet stoutu i brown porteru (z naciskiem na te pierwsze). Pomimo, że uwielbiam wyspiarskie stouty i portery to tutaj jestem na nie.
Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemno wiśniowy (nawet bardziej w kierunku brunatnego) trunek, który posiada brzydką, szarą i szybko opadającą do zera pianę (na fotce wygląda to zdecydowanie lepiej niż w realu). Wysycenie dwutlenkiem węgla zdecydowanie za wysokie jak na styl, niemalże lagerowe.
W zapachu dominują nuty czekolady mlecznej i śmietankowe (lekki diacetyl albo dodatek laktozy), a także karmelowe i toffi. Nie ma tutaj niemal nut palonych, nie ma mocnej kawy, więc ewidentnie nie jest to dry stout i rzeczywiście bliżej w tym aspekcie do porteru. Jednakże aromat mleczny przybliża piwo do sweet stoutów. Największym problemem (pomijając już nawet ten diacetyl, który mi osobiście rzadko w piwach przeszkadza) jest dosyć mizerna jakość i intensywność tych aromatów.
Smakowo pierwsze co uderza to spora słodycz, która jednak nie jest kontrowana goryczką, a na dodatek piwo wydaje się dosyć wodniste (lekkie w odczuciu w ustach), przez co słodycz nabiera charakteru bardziej chemicznego (coś jak cola light bez cukru). Poza tym mamy tutaj sporo śmietanki i mlecznej czekolady, toffi i karmel (aż mi się nie chce wierzyć, że w tak dużym browarze można by mieć taki problem z diacetylem - obstawiam raczej tą laktozę). Na minus dla mnie zero nut palonych i kawowych - nie mówię od razu o takiej ilości jak w coffee lub dry stoutach, ale i tak przynajmniej odrobina przydałaby się tutaj.
Podsumowując, piwo smakuje jak bardzo przeciętny, przesłodzony miks sweet stoutu i brown porteru (z naciskiem na te pierwsze). Pomimo, że uwielbiam wyspiarskie stouty i portery to tutaj jestem na nie.
Ocena końcowa: 5,5/10
0 komentarze:
Prześlij komentarz