Warszawski Festiwal Piwa to event, który po raz pierwszy został zorganizowany w tym roku (wiadomo już, że nie po raz ostatni - na dodatek ma się odbywać cyklicznie co pół roku). Za przygotowanie odpowiadali Jacek Materski, jeden z założycieli browaru Artezan, oraz Paweł Leszczyński, prezes Mazowieckiego Oddziału PSPD.
Trzeba przyznać, że Warszawa dosyć długo czekała na tego typu event. Jeszcze 2 lata temu stolica była piwną pustynią, z której "naśmiewano" się z wielu mniejszych miast (żeby tylko wspomnieć o Krakowie, Wrocławiu czy Poznaniu), jednak od tego czasu wiele się zmieniło i na ten moment posiada chyba najwięcej pubów z ciekawym piwem, sporo sklepów specjalistycznych i na ten moment ciężko się przyczepić, że w Warszawie nie można się napić dobrego piwa. Jedynym problemem był fakt, że Wrocław miał Festiwal Dobrego Piwa (czy też tegoroczna nowość Beer Geek Madness), na południu Polski, w Żywcu odbywał się Festiwal Birofilia, a nawet w innych miejscach powoli powstawały mniejsze czy większe festiwale (np. w Poznaniu czy Annopolu). Jednak z tym koniec, 10-12 października zmienił tą niechlubną tradycję.
Impreza odbyła się w hali na Mokotowie. Z uwagi na fakt, że miejsca sądząc po umieszczanych zdjęciach było niewiele i dosyć duży szum w mediach społecznościowych i forach/blogach piwnych postanowiłem się na event wybrać już w piątek i to na godz. 16, czyli sam początek. Będąc kilka minut przed tą godziną stanąłem w kolejce składającej się z kilkudziesięciu osób, która ciągle rosła. Tutaj należy się minus za otwarcie jakieś 30-40 minut po godzinie 16 i za problemy ze sprzedażą wejściówek (wejście kosztowało 5 zł za każdy dzień), które implikowały nieustającą kolejkę tego dnia (na szczęście w następnych się to poprawiło). Zasadniczo impreza składała się z 3 głównych punktów, dużej hali, gdzie swoje stoiska miały chyba wszystkie liczące się browary rzemieślnicze, restauracyjne i kontraktowe, które mogą pochwalić się warzeniem piw craftowych. Drugim punktem były wykłady prowadzone w innej, mniejszej salce (spora część z nich była płatna dodatkowo). O tym aspekcie nie wypowiem się ponieważ z uwagi na mnogość piw, które chciałem zdegustować nie miałem ochoty uczestniczyć w żadnym z wykładów (jeśli mam do wyboru degustacje świetnych piw i rozmowy z ogromną liczbą piwnych znajomych to nawet wybitny wykład nie jest w stanie mnie zmotywować). Trzecim punktem było ogłoszenie wyników II Warszawskiego Konkursu Piw Domowych (w którym udało mi się nawet sędziować w jednej z kategorii). Tylko z kronikarskiego obowiązku, Grand Prix zostało pszeniczne wędzone uwarzone przez Mariusza Karpińskiego.
Wracając do samej imprezy, po wejściu do środka o godz. 16 na plus zaliczyć na pewno należy naprawdę ogromny wybór piw i brak kolejek, który dotyczył w piątek chyba wszystkich stoisk poza AleBrowarem. Swoją drogą to pokazuje co potrafi zrobić marketing w social media i jaką otoczką kultu jest obdarowywany ten browar przez "warszawską hipsterkę". Nie, żeby AleBrowar warzył słabe piwa, czy miał beznadziejną propozycję festiwalową, ale było trochę ciekawszych browarów, ciekawszych premier, gdzie nie było większego tłoku. Dlatego nie spróbowałem żadnego piwa z tego browaru - wystarczyło mi stania w kolejce do wejścia.
Po szybkim obchodzie okazało się, że większość browarów/stoisk nie posiada w swojej ofercie mniejszych pojemności niż 0,3 litra, dlatego w piątek piłem głównie piwa z tych miejsc, gdzie ktoś był na tyle rozgarnięty, że wpadł na to, że skoro przychodzę na festiwal, gdzie jest kilkadziesiąt browarów i jeszcze więcej piw, to chciałbym spróbować ich więcej niż 5 próbek (zważywszy, że było sporo mocarnych RIS, barleywine, itd.). Dlatego pochwalić należy Chmielarnię sprzedającą kilka zagranicznych piw, Kufle i Kapsle, które odpowiadały za sprzedaż m. in. Artezana i Kingpina, a także stoiska Faktorii i Radugi, które oferowały pojemności 0,1 lub 0,2 litra.
Na minus na pewno trzeba zaliczyć wentylację, której po prostu nie było i w środku było tak duszno i tak gorąco, że sporo osób usadowiło się na stałe na małej powierzchni przed budynkiem, gdzie umieszczono 4 popularne foodtrucki (sam skusiłem się jedynie na kanapkę z wołowiną duszoną w porterze w Chyży Wół - genialne, polecam!). Drugim minusem był niemal całkowity brak miejsc do siedzenia. Oba problemy starano się trochę poprawić w sobotę, ale nie było to jeszcze to co uznałbym za warunki komfortowe do degustacji.
Z plusów jeszcze należy dodać szkło festiwalowe teku (chyba się szybko skończyło z tego co tam słyszałem, ale ja zakupiłem bez większego problemu), myjki do szkła (nie było ich dużo, ale nie było do nich kolejek) i brak odpustowo-jarmarcznego charakteru. Nie było oscypków, waty cukrowej, kiepskich piw z browarów, gdzie piwo jest kwaśne, bo naturalne i tak ma być, itd.
W sobotę pojawiłem się ok godz. 14:00 i również nie było większych kolejek do piw (nie było również kolejki do wejścia na teren imprezy, za co plus). Co jednak najbardziej mi się rzuciło w oczy to rezygnacja Chmielarni i KiK ze sprzedaży piw w pojemności 0,1 litra. Nie wiem czy sami wpadli na taki pomysł, czy dostali uwagę, żeby się dostosować do innych, ale wielka szkoda. W tym aspekcie bym polecał jednak pójść w stronę święta piwa i promować małe porcje, niech to nie będzie Oktoberfest, gdzie liczy się tylko ilość.
W niedzielę nie udało mi się pojawić, ale wystarczyły mi 2 dni, żeby wyrobić sobie opinię, że taki festiwal ma w Warszawie naprawdę spory potencjał i bardzo szybko może stać się największą tego typu imprezą w Polsce. Wypitych przeze mnie 16 piw w te 2 dni (po części premier, po części piw, na które wcześniej nie miałem okazji trafić), rozmowy z wieloma ciekawymi osobami sprawiają, że nawet niektóre minusy nie potrafią przegonić pozytywnego wydźwięku całości. Jeśli ktoś nie był to niech żałuje i już rezerwuje sobie wolny czas na 17-19 kwietnia 2015, kiedy odbędzie się druga edycja tego festiwalu.
PS. Fotek nie ma za wiele bo głównie degustowałem i rozmawiałem ze sporą liczbą piwnych znajomych - coś za coś :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz