Lista ocenionych piw

sobota, 31 maja 2014

Żywiec, Marcowe

1 komentarze


Alkohol: 5,4%
Ekstrakt: 13,8%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [8/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [5/10]
Smak: [5/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [5/10]

Cena: 3,69 zł / 0,5 l [Sklep osiedlowy]

Uwagi: Marcowe to obok koźlaka chyba najnudniejszy styl, który jest czymś innym niż typowe "jasne pełne", dlatego dziwi mnie trochę, że GŻ próbuje urozmaicać swoje portfolio w ten sposób.

Wracając jednak do samej recenzji, po przelaniu do szklanki otrzymujemy ciemnozłoty (wpadający w bursztyn), w pełni klarowny trunek. Piana jest średnio obfita, trochę dziurawa, opada w przeciętnym tempie i lekko oblepia ścianki. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności (nie jest za wysoko jak to czasami się zdarza w przypadku piw koncernowych). Czyli na razie jest wszystko jak najbardziej poprawnie w stosunku do zamierzonego stylu.

W zapachu pojawiają się aromaty słodowe, lekko zbożowe i delikatnie melanoidynowe (przypieczona skórka od chleba). Brak tutaj jakichkolwiek nut chmielowych, brak nut karmelowych i estrowych, czyli wszystko się nadal zgadza (w stosunku do stylu). Nie zmienia to faktu, że wieje nudą.

W smaku znów dominuje słodowość i zbożowość. Znów pojawia się aromat przypieczonej skórki od chleba. Piwo jest średnio pełne, jednak trochę zbyt słodkie. Goryczka jest na poziomie minimalnym. Piwo pije się bez większych problemów (chociaż odrobinę mniejsza słodowość i wyższa goryczka zwiększyłyby pijalność).

Podsumowując, zdecydowanie jest to piwo w stylu marcowym. Nawet ciężko znaleźć tutaj jakieś wady sensoryczne (jest czysty profil bez estrów), no może poza trochę zbyt wysoką słodyczą. Jednak jak ciągle powtarzam, styl jest na tyle nudny, że po prostu picie tego piwa nie sprawia frajdy w żadnym momencie.

Ocena końcowa: 5,5/10

czwartek, 29 maja 2014

Pinta, Grodziskie 3.0

0 komentarze


Alkohol: 2,6%
Ekstrakt: 7,8%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [5/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [5/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [7/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: ~6 zł / 0,5 l [Cech Piwny]

Uwagi: A'la Grodziskie z Pinty było najsłabszym piwem tego browaru, które piłem do tej pory (aczkolwiek było to wieki temu, podejrzewam, że była to pierwsza warka), jednak nie zrażając się kupiłem Grodziskie 3.0 (była jeszcze w sprzedaży w małych ilościach wersja 2.0, której jednak nie udało mi się dostać).

Po przelaniu do szklanki otrzymujemy mętny, słomkowy kolor (mętność trochę za duża, powinno być lepiej sklarowane). Piana jest niewielka i szybko opada do kożucha, a na plus wyłącznie lekkie oblepianie ścianek. Wysycenie dwutlenkiem węgla dosyć wysokie (ale nie ekstremalnie, sam bym jeszcze bardziej je podniósł).

W zapachu mamy nuty wędzone i lekko zbożowe. I to w zasadzie tyle. Nie ma tutaj intensywności, nie ma żadnych innych aromatów. Piwo nie pachnie źle, ale też ciężko powiedzieć cokolwiek dobrego.

Smakowo jest oczywiście spora wytrawność (a nawet bardziej wodnistość), dominuje nuta wędzona (jednak jej intensywność jest niewielka), do tego w oddali pojawiają się lekko aromaty słodowe i zbożowe. Goryczka jest niezbyt wysoka, ale z uwagi na małą pełnię, jest wyczuwalna i zdecydowanie poprawia pijalność piwa.

Podsumowując, jest to całkiem pijalne i nawet całkiem przyjemne piwo, ale nic się tutaj nie dzieje. Można to zrzucić na karb stylu, ale tak jak poprawne jasne lagery dostają baty za "nic się nie dzieje", tak samo tutaj ta uwaga pojawia się przy niemal każdym przedstawicielu stylu. Niemniej na pewno lepsze piwo niż A'la Grodziskie.

Ocena końcowa: 7/10

niedziela, 25 maja 2014

Lost Abbey, Judgement Day

0 komentarze


Alkohol: 10,5%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Stany Zjednoczone

Kolor: [9/10]
Piana: [4/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [6/10]
Nasycenie: [2/10]
Opakowanie: [10/10]

Cena: 36,90 zł / 0,375 l [Piwa Świata]

Uwagi: Gdy ktoś mi mówi "quadrupel" od razu przychodzi mi na myśl Belgia, piwa Trappistów, klasztorne, itd. Przychodzi mi też myśl, że nie jest to mój ulubiony styl, aczkolwiek potrafię docenić kunszt owych trunków. Co więcej, większość tych piw można kupić w Polsce za śmieszne pieniądze (~10 zł za butelkę np. Rocheforta 10 to niemal jak za darmo). Styl ten jednak zdobył również ogromną popularność w Stanach Zjednoczonych, gdzie warzą go niemal wszystkie znaczące browary, często leżakując w różnego rodzaju beczkach po destylatach, używając kilku odmian drożdży, itd. Judgement Day z browaru Lost Abbey uchodzi za jednego z najlepszych amerykańskich przedstawicieli tego stylu (naczytałem i nasłuchałem się wiele dobrego), dlatego w końcu po kilku miesiącach oporów (gdy widziałem go na półce sklepowej) zakupiłem jedną butelkę, żeby samemu zbadać o co tyle hałasu.

Na początek trzeba pochwalić za genialne opakowanie. Buteleczka z świetną etykietą i korkiem robią naprawdę wrażenie. Wracając jednak do samej recenzji, po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemno brunatny, wpadający lekko w fiolet trunek. Piana jest przeciętna i dosyć szybko opada do niewielkiej obręczy, a nasycenie dwutlenkiem węgla jest niemalże zerowe. Jednak w tych aspektach jestem w stanie piwu sporo wybaczyć (przy tym stylu i tej mocy %).

W zapachu mamy sporo nut owocowych, głównie czarnej porzeczki, owoców leśnych i jeżyn. Całość przypomina ciemne wina owocowe (nie gronowe, ale takie swojskie, polskie z owoców). Do tego dochodzi delikatny aromat czekoladowy i lekko alkoholowy. Całość jest średnio intensywna, ale całkiem nieźle zbalansowana i ciężko się do czegoś przyczepić. Dokładnie tak sobie wyobrażam ten styl.

Zdecydowanie gorzej jest jednak w kwestii smakowej. Dominuje i męczy tutaj zdecydowanie nieułożony alkohol, który poza tym, że grzeje to jeszcze ma lekko bimbrowe posmaki. Goryczka jest niska, a pełnia wysoka, przez co piwo wydaje się nad wyraz przesłodzone. Do tego dochodzi lekko kwaskowata nuta, która jednak niewiele zmienia w całościowym odbiorze. Aromaty są podobne do tego co można wywąchać, tj. mamy tutaj owoce leśne, jeżyny i trochę czekolady. Jednak piwo pije się nad wyraz ciężko i po dosłownie 1/3 małej butelki nie ma się już ochoty na więcej.

Podsumowując, piwo zdecydowanie nie ma startu do belgijskich klasyków. Kosztuje całkiem sporo, a nie przedstawia sobą żadnej wartości, której nie znalazłbym w "oryginałach". Głównym problemem Judgement Day jest przesadzona słodycz, zbyt mała goryczka i zbytnia alkoholowość. Jeśli ktoś już zakupił owy trunek, polecam wrzucić do piwnicy i otworzyć za 2-3 lata. Na ten moment jestem jednak na nie i chyba sobie daruję dalsze eksperymenty z amerykańskimi interpretacjami quadrupla.

Ocena końcowa: 6,5/10

sobota, 24 maja 2014

Nogne O, 100% Peated

3 komentarze


Alkohol: 8,5%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Norwegia

Kolor: [6/10]
Piana: [4/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [3/10]
Opakowanie: [5/10]

Cena: 24 zł / 0,25 l [Piwa Świata]

Uwagi: Piwo, które w zasypie ma 100% słodu wędzonego torfem i napis na etykiecie, który można przetłumaczyć jako "niemal niepijalne"? To musi działać na wyobraźnię, nawet gdy ma się za sobą setki wypitych piw różnych marek i stylów.

Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemnozłoty, niezbyt ładny trunek z mętną zawiesiną. Piana jest niezbyt obfita, na dodatek szybko opada do niewielkiej obręczy. Wysycenie dwutlenkiem węgla na zdecydowanie niskim poziomie intensywności (ale jakieś tam minimalne pokłady tego nasycenia są wyczuwalne na języku).

W zapachu oczywiście dominuje i rządzi wędzoność i to w bardzo intensywnym stężeniu. Gdybym miał tą wędzonkę do czegoś porównać to najprędzej do porządnie wędzonej kiełbasy lub węgorza. Do tego w tle unosi się nuta spalonego drewna (jeśli powąchasz miejsce po ognisku na drugi dzień - to właśnie o ten aromat mi chodzi). O dziwo zapach całkiem mi przypasował, chociaż był trochę zbyt jednostronny, żeby uznać go za wybitny.

Piwo jest zdecydowanie pełne i słodkie, a z uwagi na niską goryczkę nawet lekko ulepkowate (sam bym wolał, żeby wpadło tutaj przynajmniej z 30-40 IBU więcej, dzięki czemu słodycz mogłaby być lepiej kontrowana). Głównym smakiem, który dominuje jest ogromna paloność (i to w takim stylu jakby ugryźć węgiel lub okopconą/zwęgloną kłodę drewna). Dopiero chwilę później pojawia się wędzoność, która jednak ciągle powoduje pewien dysonans spowodowany sporą słodyczą.

Podsumowując, jest to całkiem ciekawe piwo, wbrew temu co można wyczytać na etykiecie nawet całkiem nieźle pijalne, ale z uwagi na niską goryczkę i sporą słodycz nie jest to arcydzieło za którym mógłbym przemierzać sklepy w poszukiwaniu kolejnej butelki. Spróbować jednak na pewno warto nawet przy takiej cenie (przynajmniej raz), bo nie sądzę, żeby jakikolwiek polski browar odważył się na taki eksperyment.

Ocena końcowa: 7,5/10

środa, 21 maja 2014

Spirifer, American Amber Ale

0 komentarze


Alkohol: 5%
Ekstrakt: 12,5%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [8/10]
Piana: [8/10]
Zapach: [5/10]
Smak: [6/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: brak

Cena: 6 zł / 0,25 l [Chmielarnia]

Uwagi: W którymś momencie przestałem już nadążać za kolejnymi inicjatywami kontraktowymi i gdy po 2 miesiącach od momentu picia tego piwa próbowałem sobie przypomnieć gdzie jest ono warzone miałem totalny blackout. Po szybkim skorzystaniu z google'a już wiem, że piwo uwarzono w puławskich Trzech Koronach, ale chyba nastał ten moment, że w głowie będą już pozostawać tylko ci najlepsi.

Wracając do samej recenzji otrzymany trunek jest koloru bursztynowego, zdecydowanie mętny. Piana jest obfita, a przy tym powoli opada i mocno oblepia ścianki (co jest dobrze widoczne na zdjęciu). Wysycenie dwutlenkiem węgla delikatnie poniżej średniej.

W zapachu pierwsze co uderza to aromat mokrej ściery (na szczęście nie jest zbyt intensywny i mocno przeszkadzający). Pojawia się również lekko piwniczna nuta, trochę słodowości i niewielka ilość estrów. Całość jest co najwyżej przeciętna i trudno pochwalić tutaj jakikolwiek aspekt.

Smakowo nie jest wcale lepiej. Mamy nuty biszkoptowe, słodowe i lekko estrowe (głównie truskawki). Piwo jest wytrawne, a nawet lekko wodniste, a goryczka jest na niskim poziomie intensywności. Najgorsze jest jednak to, że w tym piwie po prostu nic się nie dzieje. Ja się pytam, gdzie są amerykańskie chmiele? Ponoć to jest AMERICAN Amber Ale. Gdzie jest goryczka?

Podsumowując, jest to zdecydowanie niezbyt udany debiut. Gdyby nie etykieta nigdy bym nie powiedział, że jest to amerykańska interpretacja bursztynowego ejla. Mam nadzieję, że kolejne warki są poprawione, bo pierwszy wypust nic nie wniósł do piwnego światka.

Ocena końcowa: 6-/10

wtorek, 20 maja 2014

Okocim, Porter Mocno Dojrzałe

1 komentarze


Alkohol: 8,9%
Ekstrakt: 22%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [9/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [6/10]
Nasycenie: [4/10]
Opakowanie: [5/10]

Cena: 4,99 zł / 0,5 l [Piwa Świata]

Uwagi: Recenzowałem już kiedyś portera z Okocimia, jednak z uwagi na zmianę etykiety, nazwy i co najważniejsze mocy (z 8,3% do 8,9%) postanowiłem podejść do niego ponownie, mając nadzieję, że to rzeczywiście jest nowa receptura.

Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemno brunatny trunek, który pod światło nabiera wiśniowych przebłysków. Piana koloru beżowego jest średnio obfita, opada dosyć szybko do niewielkiej obręczy. Wysycenie dwutlenkiem węgla na niezbyt wysokim poziomie intensywności, jednak tutaj całkiem nieźle pasuje.

W zapachu dominują nuty czekoladowe, karmelowe i lukrecji. Jest zdecydowanie porterowo, pojawiają się również w mniejszym stopniu aromaty kawowe, a także lekko przypominające colę i kardamon. Czuć tutaj również utlenienie, jednak pod całkiem przyjemną formą suszonych śliwek i rodzynek. Jest całkiem nieźle, alkohol jest dobrze ukryty, nie ma może w żadnym wypadku efektu "wow", ale ciężko się też do czegoś przyczepić.

W smaku utlenienie jest jeszcze bardziej wyczuwalne (dużo suszonej śliwki i śliwki w czekoladzie), mamy również nuty czarnej czekolady i lekko orzechowe. Alkohol jest delikatnie wyczuwalny (grzeje lekko), ale nie przeszkadza w żadnym wypadku. Największym problemem piwa jest jednak dosyć spora słodycz, która w żadnym wypadku nie jest kontrowana goryczką. Piwo jest po prostu za słodkie jak dla mnie i przez to trochę mdłe.

Podsumowując, jeśli ktoś lubi pełne portery z niewielką goryczką, może bez problemu moją ocenę podnieść o 1 w górę. Ja preferuję jednak bardziej wytrawne piwa w tym stylu (albo chociaż z porządniejszą goryczką). Czy piwo jest czymś innym od tego co piłem 2 lata temu? Ciężko stwierdzić, było to tak dawno temu. Wydaje się być lepsze, ale nie musi to być wcale wynik zmiany receptury, a po prostu lepszej warki i dłuższego poleżakowania.

Ocena końcowa: 6,5/10

sobota, 17 maja 2014

Engelszell, Gregorius Trappistenbier

0 komentarze


Alkohol: 9,7%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Austria

Kolor: [8/10]
Piana: [4/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: 17,99 zł / 0,33 l [Piwa Świata]

Uwagi: Piwa Trapistów do tej pory kojarzone były z Beneluksem (6 browarów belgijskich i jeden holenderski rodzynek), jednak jakiś czas temu zaczęły się pojawiać nowe przybytki (2 lata temu otworzył się browar w klasztorze usytuowanym w Austrii, którego to piwo będę dzisiaj recenzował, w zeszłym roku mnisi z USA otworzyli swój browar, a w tym roku planowany jest start kolejnego miejsca w Holandii). Z jednej strony to całkiem fajnie, że nawet tak skostniałe przedsięwzięcie jak "piwo Trapistów" doczekało się zmian, z drugiej strony wydaje mi się, że amerykańska rewolucja piwna już dawno prześcignęła Trapistów (nawet jeśli weźmiemy pod uwagę klasyczne style klasztorne, jak dubbel, tripel czy quadrupel).

Wracając jednak do samej recenzji tego austriackiego quadrupla, to po przelaniu do pokala otrzymujemy brunatno-rdzawy i zdecydowanie mętny trunek. Piana jest niewielka i po chwili redukuje się do niewielkiej obręczy. Wysycenie dwutlenkiem węgla na średnim poziomie intensywności (mimo mocy piwa, nie przeszkadza i jak dla mnie w żadnym wypadku nie musi być niższe).

W zapachu mamy dosyć intensywny aromat ciemnych owoców (jeżyny, owoce leśne, suszone śliwki, rodzynki), trochę nut fenolowych (korzenne i przyprawowe). Całość wydaje się dosyć słodka, lekko winna, ale też nie jest jakoś szczególnie wybitna (nawet jak na ten styl).

W smaku piwo jest nad wyraz pełne, alkoholowe (czuć te niemal 10%), ale przez minimalną goryczkę jest zdecydowanie za słodkie. Jest ciężkie w odbiorze i niezbyt pijalne (można powiedzieć, że degustacyjne, ale nie zmienia to faktu, że trochę męczące). Mamy tutaj głównie nuty estrowe (owoce leśne, jeżyny) i sporo utlenienia (porto, śliwki, rodzynki), czyli dokładnie to czego można się spodziewać po quadruplach, ale jakoś ciągle ma się wrażenie, że całość mogła być lepiej zbalansowana.

Podsumowując, nie jest to złe piwo, ale jak na styl sobą reprezentujący brakuje mu jednak do najlepszych. Nie jest to również do końca moja bajka (ciężkie, owocowe i alkoholowe piwa), dlatego jeśli ktoś ten styl ceni (i uważa Westvleteren 12 za najlepsze piwo na świecie) może bez przeszkód sięgnąć po Gregorius Trappistenbier z austriackiego Stift Engelszell.

Ocena końcowa: 7/10

czwartek, 15 maja 2014

To Ol, Dangerously Close But No Cigar

0 komentarze


Alkohol: 9%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Dania

Kolor: [7/10]
Piana: [9/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [5/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: 24 zł / 0,33 l [Piwa Świata]

Uwagi: Imperial IPA o potężnej mocy (9% alkoholu) z dodatkiem płatków drewna cedrowego (drzewo iglaste przypominające trochę sosnę). Brzmi nieźle.

Po przelaniu do pokala otrzymujemy złoty, mocno opalizujący trunek. Piana jest obfita, gęsta i puszysta, wygląda świetnie i przypomina trochę tą spotykaną w weizenach. Wysycenie dwutlenkiem węgla delikatnie poniżej średniej, ale tutaj pasuje idealnie.

W zapachu z jednej strony mamy sporo nut amerykańskiego chmielu (słodkie owoce tropikalne, sosna i nuty korzenne), ale z drugiej pojawia się też aromat tytoniowo-pieprzny (mocno przyprawowy), który jednak trochę różni się od tego co dają chmiele (podejrzewam, że ten cedr mógł nadać taki charakter). Jest przyjemnie, ale nie powalająco (wolę bardziej cytrusowe aromaty w IIPA).

W smaku mamy sporą pełnię, która jest kontrowana przez również sporą goryczkę (jest ona jednak dosyć zalegająca i nawet lekko tępa w odbiorze). Mamy tutaj sporo nut pieprznych, tytoniowych i ziemistych (na dodatek ciągle ma się wrażenie, że na podniebieniu pozostaje słony posmak), brakuje mi zdecydowanie czegoś co mogłoby nadać chociażby trochę rześkości (a piłem już trochę takich IIPA). Z uwagi na to piwu najbardziej brakuje pijalności (mimo butelki 0,33l już od połowy jest po prostu męczące).

Podsumowując, niby w teorii wszystko się zgadza, ale jednak już od pierwszego łyku ciągle ma się wrażenie, że coś tu jednak nie pasuje. Nie jest to złe piwo, ale nie daje do końca frajdy z degustacji (a to jest dla mnie jedna z ważniejszych składowych).

Ocena końcowa: 7/10

poniedziałek, 12 maja 2014

BrewDog, Hello My Name Is Vladimir

0 komentarze


Alkohol: 8,2%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Szkocja

Kolor: [7/10]
Piana: [4/10]
Zapach: [8/10]
Smak: [8/10]
Nasycenie: [4/10]
Opakowanie: [10/10]

Cena: 19 zł / 0,33 l [Piwa Świata]

Uwagi: Piwo, które kilka miesięcy temu zrobiło sporo zamieszania (chociaż nie chcę się w szczegóły marketingowe zbytnio zagłębiać - w skrócie BrewDog wypuścił piwo z podobizną Putina na okładce, aby zaprotestować na swój sposób przeciw dyskryminacji sportowców homoseksualnych na Igrzyskach w Soczi). Dzisiaj piwo byłoby chyba jeszcze bardziej na czasie z uwagi, że prezydent naszego wschodniego sąsiada stał się najbardziej znienawidzonym politykiem na świecie (sorry Kim Dzong Un - wypadasz z tej gry ;)).

Wracając jednak do samego piwa (bo względy poza-piwne, jakie by ciekawe one nie były nie do końca mnie interesują), po przelaniu do pokala otrzymujemy jasno-bursztynowe Imperial IPA z mętną, jednak dosyć równomierną zawiesiną. Piana jest niezbyt obfita, na dodatek szybko opada do niewielkiego kożucha. Przy tym jest szara i niezbyt urokliwa. Wysycenie dwutlenkiem węgla poniżej średniej, jednak w tym stylu pasuje całkiem nieźle.

W zapachu mamy dużo nut żywicznych i sosnowych, do tego dochodzą słodkie aromaty owoców tropikalnych i lekko trawiaste. Całość jest dosyć intensywna, przyjemna w odbiorze i chyba jedyny minus za wyczuwalny delikatnie alkohol (po ogrzaniu nawet bardziej niż delikatnie).

Smakowo mamy średniej intensywności goryczkę, która jest całkiem nieźle kontrowana sporą pełnią i słodyczą. Znów pojawia się dosyć wyczuwalna alkoholowość (niby 8,2% i nie powinniśmy na to narzekać, ale piłem RIS'y, które przy kilkunastoprocentowym woltażu lepiej ukrywają tą woń). Do tego pojawia się nuta rozpuszczalnikowa (na szczęście niezbyt intensywna), a także mamy tutaj oczywiście aromaty chmielowe pod postacią sosny, żywicy, tytoniu i trawy.

O czym jeszcze nie wspomniałem to fakt, że do piwa dodano limmonik berries (jeśli mnie google nie oszukał chodzi o cytryniec chiński - roślinę popularną głównie na dalekim wschodnim krańcu Rosji - tutaj się znów udało BrewDogowi z kolejnym nawiązaniem). Jeśli nawet pomyliłem rośliny to nie zmienia to faktu, że nie mam pojęcia jak ta dodana jagoda pachnie i smakuje, na dodatek nie wyczułem czegokolwiek nietypowego co mógłbym podpiąć pod ten owoc (a nie pod chmiele).

Podsumowując, jest to całkiem smaczne i udane piwo, które nie jest jednak pozbawione wad (alkohol, rozpuszczalnik). Wydaje mi się, że piłem już smaczniejsze IIPA z BrewDoga, no ale tutaj i tak podejrzewam, że sporo kupujących w małym stopniu zwracała uwagę na wartość sensoryczną trunku.

Ocena końcowa: 8/10

sobota, 10 maja 2014

Artezan, Nutcracker

0 komentarze


Alkohol: 5%
Ekstrakt: 12,5%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [8/10]
Piana: [10/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [2/10]
Opakowanie: brak

Cena: 10 zł / 0,5 l [Kufle i Kapsle]

Uwagi: Klasyczny Brown Ale nie jest może zbyt okazałym stylem, ale nalewany z pompy zawsze zyskuje i jawi się jako dobra alternatywa dla sesyjnych Dry Stoutów czy Pale Ale. Otrzymany trunek jest koloru brązowo-miedzianego, z ładnym efektem kaskadowym (typowym dla piw serwowanych z pompy). Piana jak przystało na ten sposób nalewania jest genialna, kremowa, gęsta, utrzymuje się do samego końca i mocno oblepia ścianki (można odczytać każdy łyk piwa, który został skonsumowany). Również wysycenie jest bardzo typowe dla tego typu nalewania i jest niemalże zerowe, nie każdy za tym przepada, ale dla mnie z pianą współgra to całkiem nieźle.

W zapachu dominują nuty orzechowe (w końcu nazwa piwa zobowiązuje, po przetłumaczeniu na polski oznacza dziadka do orzechów), melanoidynowe (przypieczona skórka od chleba). Pojawia się również niewielka paloność i nie do końca pasujący mi aromat kawy zbożowej. Gdzieś w oddali czai się również delikatny diacetyl (aczkolwiek akurat na tą wadę nie mam zbytniej czułości i nie przeszkadza mi ona prawie nigdy). Największym jednak minusem jest bardzo niska intensywność tych wszystkich zapachów, oczywiście nie oczekuję tutaj AIPA, ale mogłoby być trochę intensywniej i mniej nudnie.

Smakowo mamy trochę nut orzechowych, melanoidyny, trochę wanilii i aromatów kawy zbożowej. Pojawia się również po raz kolejny diacetyl. Największym problemem jest jednak niska goryczka, spora wodnistość piwa przez co ciężko cieszyć się kolejnymi łykami (piwo jest po prostu za grzeczne i za nudne).

Podsumowując, nie jest to zły trunek i poza lekkim diacetylem ciężko również dopatrzyć się tutaj jakich rażących wad. Problemem tego piwa jest jednak fakt, że po 15 minutach od wypicia nie pamięta się już jak ono smakowało (dobrze, że notatki robię na bieżąco ;)).

Ocena końcowa: 7-/10

piątek, 9 maja 2014

Pracownia Piwa, Dwa Smoki

0 komentarze


Alkohol: 6%
Ekstrakt: 14%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [6/10]
Piana: [7/10]
Zapach: [9/10]
Smak: [9/10]
Nasycenie: [7/10]
Opakowanie: brak

Cena: 11 zł / 0,5 l [Kufle i Kapsle]

Uwagi: Piwo, które próbowałem po raz pierwszy podczas Birofiliów w Żywcu w zeszłym roku, później zdarzało mi się je pić jeszcze dobre kilka razy. Jednak zawsze było to X-te piwo z kolei i nie było okazji do opisania go na blogu, a muszę przyznać, że jest to jedno z najsmaczniejszych piw, jakie dane mi było pić w ciągu ostatniego roku.

Wracając jednak do recenzji, otrzymany trunek (a konkretniej piwo w mixie stylów witbier i IPA) jest koloru pomarańczowego (wpadając lekko w ciemniejszy słomkowy) i jest zdecydowanie mętny. Piana nie jest zbyt obfita, ale długo się utrzymuje i ładnie krążkuje na ściankach szklanki. Wysycenie dwutlenkiem węgla powyżej średniej, ale jak najbardziej tutaj pasuje.

W zapachu dominują oczywiście nuty chmielowe, typowe dla amerykańskich reprezentantów stylu India Pale Ale, czyli dużo cytrusów (tutaj głównie pod postacią cytrynową), do tego dochodzą owoce tropikalne, a także w zdecydowanie mniejszym stopniu aromat kolendry i delikatny biszkopt, który nadaje piwu większej miękkości. Piwo pachnie wręcz genialnie i ma wszystkie najlepsze rzeczy jakie daje AIPA i jakie daje witbier. Chyba jedyna rzecz do której można się przyczepić to fakt, że są piwa, których zapach jest bardziej intensywny (ale jest ich naprawdę mało).

Smakowo mamy dużo cytrusów, dużo owoców tropikalnych, aromaty perfumowe, które nie do końca do mnie trafiają (na szczęście nie jest ich dużo), jest również trochę kolendry. Goryczka jest na poziomie średnio-niskim, ale trzeba pamiętać, że to jest miks witbiera z IPA, a nie pełnoprawne IPA. Oczywiście na plus również fakt, że piwo jest ekstremalnie pijalne.

Podsumowując, jest to jedno z najlepszych polskich piw, na dodatek Dwa Smoki recenzowane dzisiaj i Białe IPA z Artezana (które również piłem, niestety bez szans na recenzję) pokazują, że ta hybryda stylów ma naprawdę spore predyspozycje. Zdecydowanie polecam.

Ocena końcowa: 9-/10

wtorek, 6 maja 2014

Cantillon, Kriek

1 komentarze


Alkohol: 5%
Ekstrakt: nie podano

Kraj pochodzenia: Belgia

Kolor: [7/10]
Piana: [6/10]
Zapach: [9/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [3/10]
Opakowanie: [6/10]

Cena: 34 zł / 0,375 l [Piwa Świata]

Uwagi: Cantillon to chyba najbardziej kultowy, belgijski browar na świecie, który warzy lambici. Recenzowana przeze mnie wersja, to kriek bez żadnych dodatków, które miałyby dosłodzić owy trunek.

Po przelaniu do pokala otrzymujemy czerwony, równomiernie mętny trunek. Piana koloru różowego jest dosyć obfita, ale szybko opada do niewielkiej obręczy. Zdecydowanie nie przypomina to "typowego" piwa, ale tak już jest z kriekami (czyli lambicami z dodatkiem wiśni). Wysycenie dwutlenkiem węgla na zdecydowanie niskim poziomie intensywności, całkiem inaczej niż pitych kiedyś przeze mnie owocowych lambicach z Lindemansa.

W zapachu od razu uderza potężna porcja końskiej derki (stajni), jest kwaśnie, ale w taki przyjemny, czysty profilowo sposób. Do tego pojawia się również intensywny aromat wiśni (nawet bardziej taki pestkowy niż typowo owocowy), a całość pachnie naprawdę wybornie. Mógłbym wąchać tego krieka godzinami.

Smakowo jest oczywiście kwaśnie, nawet bardzo kwaśnie, nie przypominam sobie, żebym pił tak kwaśne piwo (ani Berliner Weisse, ani żaden inny lambic). Tutaj wiśnia jest mniej wyczuwalna (głównie przez tą kwaśność) i też raczej pestkowo niż owocowo. Mamy końską derkę (i to w sporej ilości, jeśli ktoś chce rzeczywiście mieć pewność, że ten aromat będzie dobrze rozpoznawał to Cantillon Kriek jest idealnym próbnikiem). Są tutaj również inne nuty fenolowe, które dają kompozycję, która trochę kojarzy mi się z francuską prowincją (coś jak w saison czy biere de garde). Piwo jest również lekko słodkie, ale przy tym dosyć wodniste (chociaż 5% alkoholu to dosyć sporo jak na ten styl). Nie ma tutaj zbytnio do czego się przyczepić (tak właśnie sobie wyobrażam prawdziwego krieka), ale jakoś ciągle czułem, że to nie jest do końca to co sam bym chciał pić.

Podsumowując, jest to bardzo udany trunek, który jednak nie do końca do mnie trafia i jak to się mówi "nie urywa". Ze swojej strony chętnie bym w takim piwie zobaczył trochę amerykańskiego chmielu, ale o czymś takim nie ma co marzyć w przypadku klasycznego browaru Cantillon (prędzej można liczyć na takie wynalazki z USA).

Ocena końcowa: 8-/10

poniedziałek, 5 maja 2014

Pracownia Piwa, Cent Us

0 komentarze


Alkohol: 4,7%
Ekstrakt: 12%

Kraj pochodzenia: Polska

Kolor: [9/10]
Piana: [5/10]
Zapach: [7/10]
Smak: [7/10]
Nasycenie: [6/10]
Opakowanie: [8/10]

Cena: 8,40 zł / 0,5 l [Piwa Świata]

Uwagi: Piwo w stylu Smoked Stout z podkrakowskiej Pracowni Piwa. Po przelaniu do pokala otrzymujemy ciemno-brunatny, niemalże czarny trunek. Piana koloru beżowego jest niezbyt obfita i dosyć szybko opada do niewielkiej obręczy. Wysycenie dwutlenkiem węgla trochę za wysokie jak na stout (piecze delikatnie w język).

W zapachu dominują zdecydowanie aromaty typowe dla stoutów, mamy tutaj sporo gorzkiej czekolady i kawy, a także trochę kremowości. Zdecydowanie brakuje mi tutaj jednak potężniejszej porcji wędzonki - aromat niby jest, ale na bardzo niskim stężeniu. Piwo nie pachnie źle, ale bliżej mu do zwykłego dry stoutu niż smoked stoutu.

W smaku wędzoność jest już trochę lepiej wyczuwalna (powiedzmy, że niska w kierunku średniej), do np. Borsuka z Widawy (nie mówiąc o Smoky Joe z AleBrowaru) jednak sporo brakuje. Piwo jest zdecydowanie wytrawne (nawet wodniste), co jest w sumie trochę dziwne patrząc na parametry podane na etykiecie. Mamy tutaj również nuty czekoladowe, kawowe i delikatnie palone. Pojawia się także kwaskowatość (zapewne od słodów palonych). Piwo jest poprawnie zbalansowane, ale brakuje mi tutaj jakiegoś pazura (wystarczyłoby więcej słodu wędzonego).

Podsumowując, jest to poprawny i nawet całkiem pijalny stout, jednak od Pracowni Piwa wymagam zdecydowanie więcej (po "Józefie" każde ich piwo, które będzie miało w nazwie stout będzie musiało być co najmniej bardzo dobre, a najlepiej wybitne).

Ocena końcowa: 7,5/10